Wszelkie prawa autorskie do tekstów postów i tekstu powieści, w myśl ustawy z dnia 4 lutego 1994r. Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm. należą do właściciela bloga i nie mogą być wykorzystywane bez jego zgody w celach prywatnych lub komercyjnych.

niedziela, 31 maja 2015

List do Teodora



Teodorze!

Mam nadzieję, że pracowity tydzień masz już a sobą, a skoro w swym mailu wywołałeś temat biurokracji, to pozwól, że i ja dorzucę kilka kamyczków do tego biurokratycznego ogródka.
Z potężną dawką biurokracji przyszło mi się zmierzyć szczególnie boleśnie w mijającym roku szkolnym.
Przed trzema laty zdecydowałam się wreszcie rozpocząć ścieżkę awansu zawodowego na nauczyciela dyplomowanego.
Straciłam ponad dziesięć na zastanawianiu się, czy pokonam te wszystkie procedury, czy poradzę sobie z tymi paragrafami, ustępami i punktami ustawy, które trzeba spełnić.
W zeszłym roku zakończyłam staż, napisałam do dyrektora sprawozdanie na 30 stron, dyrektor ocenił pozytywnie mój staż i rozpoczęłam przygotowywanie tej słynnej teczki wg paragrafów, ustępów i punktów.
Pisałam ją w wakacje i przez cały wrzesień, i pół października. Napisałam 120 stron, tyle ile liczyła moja praca magisterska. Oddałam teczkę do kuratorium i zaczęły się komplikacje z tzw. teczką formalną, czyli różnymi zaświadczeniami. A to dyrektor źle (zdaniem kuratorium) wypełnił zaświadczenie o moim zatrudnieniu, a to na moim dyplomie  nie było wpisane, że ukończyłam specjalność nauczycielską. Kiedyś na polonistyce była realizowana tylko specjalność nauczycielska, więc jej na dyplomie nie zaznaczali. 30 lat pracuję w szkole i dopiero teraz kuratorium podważyło moje kompetencje. Musiałam dzwonić na uczelnię, by przysłali mi stosowne zaświadczenie. Nie pomógł indeks, gdzie wyraźnie wpisana była specjalność nauczycielska. Kurator powiedział, że dodatkowy papier mi się przyda, choćby dla potomności, bo miło ogląda się stare dokumenty dziadków.
Kiedy przebrnęłam przez stosy zaświadczeń i moja 120-stronicowa teczka, dokumentująca moje działania dydaktyczno - wychowawcze, formalnie została przyjęta, wyznaczono mi na początek grudnia egzamin.
Cóż to był za egzamin... Magisterski przy nim to przysłowiowy pikuś... Na magisterskim komisję tworzył promotor i recenzent, a tu sześć poważnych osób w komisji - kurator, dyrektor szkoły i eksperci z listy krajowej.
Sam egzamin wspominam miło, przygotowałam się rzetelnie, teczkę też napisałam sama, więc byłam profesjonalna.
Ale oświatowa biurokracja to nie tylko awans zawodowy. Każde półrocze kończy się tym samym - stosami papierów i analiz.
Najbardziej bezsensowne jest monitorowanie podstawy programowej, wypełnianie odpowiednich tabel czyli przepisywanie dziennika.
Ale cóż, taka jest nasza rzeczywistość i nie zanosi się na zmianę.
Pozdrawiam Cię słonecznie, życząc udanej niedzieli.
I aby tradycji stało się zadość, posyłam Ci  słodkiego buziaka.

Maria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz