Rzymskie
wakacje, włoskie tawerny i Cezary, taki inny, niedzisiejszy i
empatyczny…nie ocenia, nie nawraca, nie pożąda, tylko kocha i ufa
jej, odcinając się całkowicie od jej przeszłości.
Zaskoczył
ją jednak, gdy wynajął w pensjonacie wspólny pokój.
-
Beluniu, nie bądź dzieckiem…- uśmiechnął się – Chyba w
twoim wieku już wiesz, że spanie w jednym łóżku z mężczyzną,
nie musi oznaczać aktu seksualnego, tak jak nie każde współżycie
musi oznaczać ciążę. – A potem całkiem poważnie dodał: -
Zachowanie czystości nie polega na tym, aby oddzielić się od
siebie murem, ścianą, lecz na zmierzeniu się z pokusą tak, aby
nie ulec jej i pokonać ją. Wtedy człowiek poczuje się naprawdę
wolny i czysty.
Dzięki
Cezaremu poznała, że inne, poza seksem, formy współżycia
pomiędzy mężczyzną i kobietą też mogą nieść radość i
spełnienie. Nigdy nie sądziła, że długa, nocna rozmowa,
pogłaskanie po twarzy, po dłoni, spojrzenie w oczy, śmiech,
przytulenie, wspólne słuchanie muzyki, czytanie prasy, oglądanie
filmu może wywoływać tyle pozytywnych emocji, a przede wszystkim
wyciszać i działać tak kojąco na wiecznie rozedrgane wnętrze.
W tym
rzymskim pensjonacie zrozumiała, że uczucia, jakich doświadczała,
będąc z Cezarym tylko w relacji duchowej, z pominięciem sfery
fizycznej, są równie dobre, lub nawet lepsze niż jakiekolwiek
doznania wynikające z przeżycia aktu seksualnego. Miała szesnaście
lat jak rozpoczęła fizyczne zbliżenia z mężczyznami i jeszcze
nigdy nie spotkała takiego, który nie chciałby od niej seksu.
Dopiero Cezary…Wiedziała, że podoba mu się jako kobieta, że
bardzo jej pragnie, ale w imię wyższego celu potrafi zwalczyć
pokusę.
- To
miłość umożliwia uszlachetnienie prymitywnych instynktów poprzez
podporządkowanie ich sobie - tłumaczył.
Zauważyła,
że Cezary umie perfekcyjnie opanować swoje ciało, a ona nie
prowokowała go, nie rozbudzała seksualnie…nie jego….Był dla
niej niemalże święty. Zachowanie wstrzemięźliwości motywował
miłością i uczył ją przeżywać czystość w atmosferze
czułości, tworząc swoisty katalog pieszczot dozwolonych.
Do tej pory Izabela,
otaczającą ją rzeczywistość traktowała jako miejsce awansu,
bogacenia się, przyjemności, teraz uświadomiła sobie, że może
być inaczej…że świat to miłość, piękno, tajemnica, ślady
Boga…
W sierpniu tydzień
spędzili nad morzem w Krynicy. Łabędzie kołysały się na falach.
Spacerowali plażą wśród rytmicznych przypływów i odpływów.
Zbierali malutkie bursztyny wyrzucone na brzeg. Potem spacer
promenadą. Rozkrzyczane mewy w locie chwytały kawałki chleba. Ich
splecione ramiona. Jego uśmiechnięte oczy. Jej rozwiane włosy.
Uskrzydlająca lekkość bytu. Siedem dni wykradzionych codzienności.
Zasypiała wiedząc, że gdy się obudzi, on nadal będzie obok.
Chciała wierzyć, że tak już będzie zawsze.
Spacer w deszczu. Mokre
włosy, mokre rzęsy, mokre oczy. Ciepłe kałuże i sandały pełne
wody. Ziarenka piasku w kieszeniach. Serce po brzegi wypełnione
dziecięcą radością.
Jej dłoń w jego dłoni.
Nic więcej. Nie wiedziała, że tak niewiele potrzeba do
szczęścia…
Nocny spacer po molo. Światła odbijające się w wodzie…Lody w słodkiej polewie.
Nocny spacer po molo. Światła odbijające się w wodzie…Lody w słodkiej polewie.
Kolacja na tarasie z
widokiem na morze. I jego słowa: - Izuniu, wciąż nie mogę się
nadziwić twojemu pięknu. Kocham cię niewypowiedzianie bardzo.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz