Wszelkie prawa autorskie do tekstów postów i tekstu powieści, w myśl ustawy z dnia 4 lutego 1994r. Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm. należą do właściciela bloga i nie mogą być wykorzystywane bez jego zgody w celach prywatnych lub komercyjnych.

poniedziałek, 25 maja 2015

Zagubione anioły - odc.6



Szare listopadowe dni, dni rozpłakane deszczem, który spływa po szybach, dni niepokojone wiatrem, który bez umiaru i dość okrutnie buszuje między suchymi już, bo pozbawionymi życia liśćmi, dni otulone niebem, po którym mkną niespokojnie i z pośpiechem szare poszarpane chmury, dni wolno płynące, przesuwające się jak piasek w klepsydrze…
Późna jesień, niedawne święto, to wszystko powodowało, że Cezary i Izabela nie unikali rozmów o sprawach ostatecznych.
- Ta uroczystość, która niedawno przeżywaliśmy – tłumaczył jej Cezary - Ma w swoim założeniu rozpalić w nas tęsknotę za innym życiem. Ma uczyć szukania świętości zarówno u tych, którzy już zakończyli swoje ziemskie życie, jak i w tych, którzy żyją obok nas i w nas samych. Dzisiejszy świat potrzebuje nadziei takiej, która wszystko przetrzyma, która będzie mocniejsza nawet od bólu rozstania ze zmarłymi. Święci i ci dobrzy ludzie, których znamy, wnoszą tę nadzieję w nasze życie. Oni uczą, że prawdziwe skarby, dla których warto się poświęcać, odsłaniają się zwłaszcza w obliczu śmierci. Tam objawi się dopiero pełna prawda o nas. - W jego głosie pobrzmiewał kaznodziejski ton.
Izabela słuchała go z zainteresowaniem, ale musiała uczciwie przyznać, że te rzeczy, o których mówił Cezary, do niedawna były jej zupełnie obojętne. Nigdy się nie zastanawiała nad sensem świąt, w których uczestniczyła. Były dla niej tylko obrzędem, nie starała się doszukiwać w nich symbolicznego znaczenia.
On uświadomił jej, że listopad ze swoim zimowym już prawie chłodem, ze swoją ascezą koloru, zrzuceniem całej barwności lata, to przede wszystkim okres, w którym powraca jedna z ważniejszych prawd, zapisana w Nowym Testamencie: „Przemija bowiem postać tego świata”.
- Izuniu…Wiem, że listopad kojarzy ci się z chandrą, smutkiem, ale uwierz mi, to naprawdę błogosławiony czas, przypominający nam o tym, co naprawdę jest ważne; te szare, nieruchome dni, które przesypują się jak piasek w klepsydrze, pomagają nam zachować życiowe hierarchie i proporcje. Te dni uczą nas rozróżniać istotę życia doczesnego i wiecznego. – Przemawiał do niej tak czule, a ona ufała wszystkim jego słowom. Przy nim czuła bezsens dotychczasowego życia, jakie prowadziła…
Siedzieli w jej salonie, palił się ogień w kominku i zrobiło się tak jakoś nostalgicznie, patetycznie…atmosfera zaczęła się zagęszczać, więc Cezary usiadł obok niej na sofie i z rozbrajającym uśmiechem zaczął opowiadać znany mu dowcip: - „Przyszedł kiedyś do księdza jego wierny parafianin, pogadali chwilę i ten zauważył pewien szczegół: - O! Ładne buty proszę księdza, zamszowe? - Nie... za swoje - odpowiedział ksiądz.’’
Roześmiali się oboje…cóż, nie tylko o blondynkach krążą kawały.


Cezary, w środowisku studenckim uchodził za mistrza w rozładowywaniu napiętej atmosfery, z wielkim smakiem i wyczuciem opowiadał różne historyjki, budzące rozbawienie wśród słuchaczy. Teraz też, patrząc Izabeli głęboko w oczy, z szelmowskim uśmiechem, powiedział:
- Ksiądz przed kazaniem polecił w pierwszym rzędzie usiąść dziewicom, w drugim rzędzie kobietom, które nie zdradziły swojego męża, w trzecim tym, które zdradziły raz, w czwartym dwa razy, w piątym...
- Słyszałaś ten dowcip??
- Nie..
- Musiałaś stać za daleko!!!- Spuentował.
Izabeli nie było tym razem do śmiechu i całkiem poważnie wyjaśniła:
- Czarku, ja nie stałam za daleko…ja w ogóle nie chodzę do kościoła. I to nie z powodu światopoglądu, nie jestem ateistą…po prostu nie chodzę tam i nie uczestniczę w żadnych obrzędach kościelnych.
- Skoro to nie jest sprawa przekonań, to dlaczego nie bierzesz udziału w Eucharystii? – zapytał tak jakoś smutno.
- Czarku, wybacz,…ale jest kilka rzeczy, które trudno mi zaakceptować… Styl życia niektórych współczesnych duchownych daleki jest od stylu życia bliźnich. To już nie chodzi nawet o bogactwo, lecz o życie w prawdzie. A ten kościelny marketing, te wszystkie zwyczaje i tradycje to tylko sposób na ściąganie środków pieniężnych. Uświęcony przez duchownych obrzęd sprawowania mszy też daleki jest czasem od prawdy, a przede wszystkim brak w nim prostoty i świętości. To odpukiwanie w konfesjonał przed świętami, moim zdaniem, jest niepoważne. Te ludzkie przykazania typu bezmięsny piątek, jakieś ustalenia biskupów, znoszenie porządków, wprowadzanie zmian, to było dobre, ale w średniowieczu. – mówiła rozgoryczona. Obserwowała zamyśloną twarz Cezarego. Te zarzuty nie były mu jednak obce, wielokrotnie już je słyszał od wiernych.
-  W świecie, gdzie bez zapłacenia podatku wkrótce może nie będzie można przejść przez ulicę, opodatkowało się nawet zbawienie, którego Chrystus udzielił nam za darmo. Wiara w niego to nie przykry obowiązek, lecz nadzieja, miłość i szczęście.- odpowiedział po chwili. I ponownie zapytał: - Czy z tego powodu nie chodzisz do kościoła?
- Nie! To nie te sprawy! – zaprzeczyła zdecydowanie - To jest rezultat pewnej…fobii. Kiedyś ci o tym dokładnie opowiem – zapewniła.
- Jeśli to jest dla ciebie zbyt intymne, to nie musisz mi opowiadać. – Nie zmuszał jej do zwierzeń, był taki taktowny, zawsze wyczuwał jej zażenowanie.
Objął ja ramieniem, czuła jego subtelny zapach…- Przytul się do mnie, ty moja Makowa Panienko – szepnął jej do ucha.
- Makowa panienka? Co ona może mieć ze mną wspólnego? – Jej szafirowe oczy pociemniały, a na twarzy malowało się zdziwienie. Cezary wciąż ją zaskakiwał…A teraz opowiedział jej przedziwną przypowieść.
- „Dawno temu, za morzami i oceanami na pewnym polu mieszkała sobie makowa panienka.
Wyglądała pięknie, subtelnie i wiotko. Czerwień jej płatków zachwycała oczy. Jednak makowa panienka wolała, żeby doceniano nie tylko jej wygląd, ale też wnętrze.
Pewnego razu przyszedł na pole człowiek. Zerwał makową panienkę i patrząc na nią powiedział: „ Jak ja lubię twoją moc. Jestem od niej uzależniony.”
– Izabelko…- zbliżył swoją twarz do jej twarzy, czuła jego przyspieszony oddech – Ja też jestem od ciebie uzależniony…wciąż odurzony twoją obecnością. Jest w tobie jakaś siła, która przyciąga mnie do ciebie…I ta siła każe mi kochać ciebie miłością, w której to, co duchowe, stapia się z tym, co cielesne, w której pożądania nie da się oddzielić od uczucia, w której pieszczota nie jest poszukiwaniem przyjemności, tylko językiem wyrażania tego, czego nie da się wyrazić słowami. Gdy pokochałem ciebie, dopiero wtedy zrozumiałem, czym naprawdę jest celibat; co to jest bezżenność…to okrutna niemożność dzielenia codzienności z tą, którą tak bardzo kocham i czym jest czystość…to niemożność oddania całego siebie i przyjęcia jej całej, wypowiedzenia miłości językiem w pełni ludzkim: duchowo-cielesnym.
Wzruszenie odbierało mu głos, a ona siedziała nieporuszona. Bała się spłoszyć chwilę, w której rodziła się między nimi niepojęta, niepowtarzalna bliskość. Kiedy zaczął przytulać się do niej coraz mocniej, odsunęła się delikatnie od niego i przeczesując dłonią jego gęste, czarne włosy, powiedziała:
- Czaruś…mój kochany Czarusiu… Rozumiem i szanuję twoje uczucia, ale wydaje mi się, że w sposób szczególny powinieneś bronić swego powołania, które jest nierozerwalnie związane z celibatem. Sam mi kiedyś mówiłeś, że wybrałeś bezżenność dla królestwa Bożego. A teraz przeze mnie ten dar powołania i wybór celibatu są zagrożone. Związek ze mną będzie naznaczony piętnem, okupiony zdradą kapłaństwa. Czareczku, najdroższy…ty już kiedyś wybrałeś inną drogę. Zejście z tej drogi, w twoim przypadku, będzie zdradą danego Bogu słowa.
– To już mnie nie chcesz? – zapytał niby żartem, ale wyczuwała w jego głosie przerażający smutek.
- Kochanie, ty moje…- ujęła jego twarz w swoje dłonie. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie…ale dlatego że tak bardzo cię kocham, chcę byś był szczęśliwy i nie cierpiał z powodu błędnie podjętej decyzji…a ja nie jestem godna twojego poświęcenia…nie ja, nie po tym, jakie życie prowadziłam…
- Izuniu… Miłość to decyzja. Podejmujemy decyzję. Zgadzam się na miłość. Na ciebie. Możemy wpływać na miłość, wzmacniając ją albo osłabiając. Kocham, więc zwracam się do ciebie, szukam z tobą bliskości. Letysiu…decyzja, którą podejmę to nie jest kwestia poświęcenia, a jedynie świadomy wybór…najwłaściwszej drogi przy tobie. To ty jesteś najodpowiedniejszą osobą dla mnie…Czekałem na ciebie całe życie, choć może nie zdawałem sobie z tego sprawy. A teraz, kiedy się spotkaliśmy, potrzebuję ciebie, by przeżywać siebie w tym najszlachetniejszym wymiarze. Ale pragnę też, by nasza miłość była taka zwyczajna…wspólne zakupy, gotowanie, rachunki, remonty…i nasz dom, najważniejsze miejsce na ziemi. – Izabelko – objął ją silnie ramionami – Odnalazłem swoją perłę, tu na ziemi…I ona zmieniła całe moje życie, moje patrzenie na świat i uczyniła mnie szczęśliwym, jakim nie byłem dotąd… przecież w ewangelii św. Mateusza jest napisane „Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.”
Słuchała jego wywodu z rosnącym zainteresowaniem. Lubiła, gdy tak do niej mówił…W końcu przemawiał jak filozof, teolog, moralista.
- Perła, skarb, niebieski ptak…dla każdego znaczy coś innego – odpowiedziała zadumana. – Myślę jednak, że wartość tych darów dopiero wtedy zaczyna być cenna i szczególna, jeżeli oddaje się za nie wszystko. Dosłownie. – Czaruś…będą twoją perłą i nigdy cię nie zawiodę, nie oszukam, nie zdradzę…nie zrobię niczego przeciwko tobie.
- I taką cię kocham. Prawdziwą, wyrazistą, czytelną, piękną i moją. Każdego wieczora w mych myślach utulam cię na dobranoc. Jestem przy tobie. Maleńka…Przychodzisz do mnie z pierwszą myślą, jaka pojawia się po przebudzeniu. Twoja obecność jest delikatnie wyczuwalna w powietrzu, nawet jak ciebie nie ma obok mnie. Wystarczy, że przymknę oczy, a już czuję twój zapach. Tak niewiele trzeba bym uwierzył, że stoisz obok. Bo tak naprawdę jesteś ciągle obecna.
- Skarbie, nie mów już nic więcej, bo zaraz się rozpłaczę…Kochaj mnie tak właśnie…Nikt nigdy tak mnie nie kochał…Nie wiedziałam, że mężczyzna może tak kochać kobietę…Jesteś pierwszy, który obdarza mnie czymś tak niepojętnym, nieznanym, na co z pewnością nie zasługuję…Ale przyrzekam, że nie zmarnuję, ani nie zniszczę twojego uczucia. Kocham cię. Ale teraz idź już. Muszę odebrać Dagmarę z redakcji.
- Wiem! – odpowiedział wzruszony i wstał z sofy.
Za chwilę pożegna się z Izabelą i wróci do siebie, bo dziś wieczorem w kaplicy uniwersyteckiej odprawia mszę, a potem prowadzi wieczorną adorację. Potrzebuje więc trochę czasu, by duchowo przygotować się do godnego odprawienia nabożeństwa. Wychodząc, pocałował ją w ten najczulszy sposób. A później wplątał swe piękne dłonie, stworzone by dawać rozkosz, między jej lśniące, niemalże popielate włosy, opadające pierścieniami na ramiona.
– Moja ty kochana…będę tęsknił za tobą – powiedział na pożegnanie.
Miał nadzieję, że zanim piasek przesypie się w klepsydrze, on znów ją spotka…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz