Wszelkie prawa autorskie do tekstów postów i tekstu powieści, w myśl ustawy z dnia 4 lutego 1994r. Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm. należą do właściciela bloga i nie mogą być wykorzystywane bez jego zgody w celach prywatnych lub komercyjnych.

piątek, 29 maja 2015

Kiedy wchodzisz na drabinę...

 

 Kiedy wchodzisz na drabinę, tylko po to, żeby pokazać ludziom, że jesteś wyżej niż oni, szybko spadniesz w dół.

Przeczytałam te słowa w poradniku B. Pawlikowskiej „Moja dieta cud”.
Różne są opinie o książkach Pawlikowskiej.
 Mnie podoba się w nich to, że autorka, nie będąc z wykształcenia psychologiem, robi to, co
najlepsze w takim wypadku, czyli odwołuje się do swoich własnych życiowych doświadczeń.
Dla mnie jest wiarygodna, bo pisze o sobie, o tym jak wiele przeżyła; gwałt, anoreksję, bulimię, próby samobójcze.
Jej poradniki trafiają na pewno do kogoś, kto tak jak ja, jest na rozstaju dróg. Kto, tak jak ja, jest na etapie poszukiwań, usilnych poszukiwań zmian swego życia.
Wielu czytelników zarzuca autorce, że w poradnikach się powtarza, powtarza te same treści, wałkuje te same zwroty i terminy, itp. Sądzę, że czyni to świadomie, aby pewne kwestie utrwalić i zapisać w naszej podświadomości.
Poradniki Pawlikowskiej robią na mnie niesamowite wrażenie. To tak jakbym wreszcie trafiła do domu...To wszystko, co w nich opisuje autorka brzmi dla mnie tak jak część moich myśli. Uświadamia mi mnóstwo oczywistych rzeczy i znanych poglądów.
Jak ten zawarty w słowach:
Kiedy wchodzisz na drabinę, tylko po to, żeby pokazać ludziom, że jesteś wyżej niż oni, szybko spadniesz w dół.
Ja wszystko w swym życiu robiłam po coś...Chciałam mieć męża, bo tak wypada. Bez męża czułabym się gorsza od koleżanek – mężatek.
Zdecydowałam się na posiadanie psa (dużej rasy, w bloku), bo miał mi towarzyszyć w długich wyprawach rowerowych po lasach.
Całe życie odchudzam się, by ładnie wyglądać w dżinsach i innych ciuchach, które niestety źle prezentują się na osobie z nadwagą czy otyłej.
Efekty??? Męża mam, ale żyjemy na zupełnie innych planetach, po prostu papierowe małżeństwo.
Pies rasy bokser okazał się kanapowcem i największym leniuszkiem, przy rowerze biec nie chciał, na długie spacery też nigdy nie miał ochoty, więc maszerowałam z kijkami sama po lasach.
A jeśli już udało mi się schudnąć 100 gram, przytyłam zawsze 200 gram.
Gdzie popełniałam błąd?
Dziś wiem, że na poziomie intencji.
Zrozumiałam, że mój sukces w każdej dziedzinie życia zależy od tego jaka jest prawdziwa, rzeczywista intencja tego, co robię.
Gdy tak przeanalizowałam swe myśli i dotychczasowe motywacje, dzięki którym podejmowałam różne życiowe decyzje, doszłam do smutnego wniosku, że wiele rzeczy, które robiłam dla siebie, w rzeczywistości robiłam dla innych. Podejmowałam takie decyzje, żeby zaimponować innym, wzbudzić zazdrość, podziw, szacunek, zwrócić na siebie uwagę, dostać trochę uwagi otaczających mnie ludzi, otrzymać ich zainteresowanie moją osobą, ich akceptację.
Brakowało mi wiary w siebie i poczucia własnej wartości.
Usiłowałam uzyskać od innych to, co powinnam sobie zapewnić sama, co powinnam odnaleźć w swoim wnętrzu.
Szukałam więc na zewnątrz wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, miłości.
Podejmowałam absurdalne decyzje, by zwrócić na siebie uwagę i czekałam na kogoś, kto mnie pokocha i nada sens mojemu życiu.
Dziś wiem, że najpierw muszę pokochać siebie, muszę w sobie odnaleźć siłę, wsparcie, akceptację, a wtedy mam szansę osiągnąć wewnętrzną równowagę i szczęście.
Zrozumiałam, że do tej pory mój cel znajdował się zawsze poza mną. W pewnym sensie manipulowałam innymi ludźmi, żeby mi dostarczyli to, czego mi brakowało – poczucia akceptacji, świadomości, że jestem ważna, potrzebna, lubiana.
Tak więc moje intencje, dzięki którym podejmowałam decyzje były inne, niż sobie uświadamiałam.
Odruchowo przyjmowałam za prawdę to, co chciałam, żeby było prawdą.
Przemyślałam pewne rzeczy i dałam sobie szansę usłyszeć prawdę. Przestałam kłamać samej sobie.
Wierzę i mam nadzieję, że prawda i uczciwość to jedyna siła, która zaprowadzi mnie do celu.
Kiedy wychodziłam za mąż ze strachu przed staropanieństwem – przegrałam, kiedy odchudzałam się, żeby lepiej wypaść w oczach innych ludzi – przegrałam, kiedy zdecydowałam się na romans, żeby komuś coś udowodnić – przegrałam.
Przegrałam, bo wciąż wspinałam się na drabinę, żeby pokazać innym, że nie jestem gorsza, też potrafię, a nawet mogę być wyżej niż oni... i spadałam z hukiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz