Święta
Wielkanocy to symbol odrodzenia, to czas przejścia, czas transformacji.
Z małego
jajka rodzi się życie. Na grządce z nasionka kiełkuje roślina.
Czy widzieliście
kiedykolwiek, jak kiełkuje ziarenko pszenicy, z którego wyrasta kłos? Pewnie
nie, dlatego, że tego nigdy nie widać. Wszystko to dokonuje się pod ziemią.
Cały proces kiełkowania pozostaje niewidoczny dla naszych oczu. Najpierw
ziarnko musi wpaść w ziemię, później obumrzeć pod ziemią, aby wreszcie dać początek nowemu kłosowi. Trzeba obumrzeć, aby
mieć życie.
Przez
śmierć dochodzimy do życia, przez cierpienie do radości, przez krzyż do
zmartwychwstania.
Kiedy to
sobie uświadamiam rodzi się we mnie nadzieja… Nadzieja na nowe życie. Nadzieja
na zmianę tego, co w środku. Nadzieja na to, że to co było wczoraj, przestanie
być aktualne. Nadzieja, że skończy się wreszcie czas odrętwienia.
Od kiedy
zrozumiałam prawa rządzące wszechświatem i poznałam siłę pozytywnego myślenia, próbuję
stworzyć lepszą wersję siebie.
By żyć
lepiej, świadomiej, żeby nie zwariować.
By pędząc na co dzień, nie zagubić tego, co najcenniejsze: siebie.
By pędząc na co dzień, nie zagubić tego, co najcenniejsze: siebie.
Jednak
wciąż dopadają mnie wątpliwości i wraca stary człowiek – zlepek lęków,
kompleksów. Zawsze wtedy odzywają się demony w stylu: nie dam rady, to bez
sensu, to się nie uda…
Te powracające
stereotypy podcinają mi skrzydła…
Ale nie
poddaję się.
Kiełkuje
we mnie nowe życie. Jeszcze nieśmiało, jeszcze na skale…


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz