Wszelkie prawa autorskie do tekstów postów i tekstu powieści, w myśl ustawy z dnia 4 lutego 1994r. Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm. należą do właściciela bloga i nie mogą być wykorzystywane bez jego zgody w celach prywatnych lub komercyjnych.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Bałagan w torebce

Wczoraj obiecałam sobie, że zrobię wreszcie porządek w swojej torebce.
A więc otwieram to kobiece cacko…Nie od dziś wiadomo, że atrybutem prawdziwej kobiety jest torebka i…bałagan w niej.
Moja torebka ma trzy kieszonki. W pierwszej, tylnej zewnętrznej znalazłam: kalendarzyk, skasowany bilet tramwajowy, tak na pamiątkę ostatniego pobytu w Warszawie, bilet autobusowy, tak na wszelki wypadek, bo raczej nie korzystam z komunikacji miejskiej w swoim mieście, dalej paczkę chusteczek, stare bilety do teatru Kamienica i Och-Teatr (też pamiątka z Warszawy), z innych ciekawszych rzeczy: nawilżane chusteczki do higieny intymnej i dwa plastry. W małej kieszonce-wewnętrznej: portfel z kartami kredytowymi, drugi na dokumenty, tabletki przeciwbólowe. W torebce właściwej był zdecydowanie największy bałagan, tam znalazłam: dwa notatniki, etui na wizytówki, książkę "Wzory kultury", kremik Dove, nawilżane chusteczki odświeżające, podwójne lusterko, stary bilet do kina na film „Bogowie”, różowe etui na okulary, szczotkę do włosów, kolejną paczkę chusteczek, flakonik perfum, dwa długopisy i kilka niepasujących do nich zatyczek, tusz do rzęs, szminkę, kredkę do oczu, korektor antybakteryjny, woreczki foliowe i dużo okruszków po różnych smakołykach. A na samym dnie dostrzegłam jeszcze breloczek – talizman, zapalniczkę, również talizman, miniaturową pastę do zębów i kilkanaście paragonów ze sklepów…
I jak tu zrobić porządek, skoro wszystko potrzebne, może się przydać, a więc wyrzucić szkoda..
Jedyny sposób…kupić sobie nową torebkę! 


środa, 29 kwietnia 2015

Kobiece zabawki


 Obserwując swoje wnętrze, często czuję, że jestem dziewczynką zaklętą w kobiecie.
Długo zwalczałam dziewczynkę w sobie.
Ale po latach zrozumiałam, że dziewczyński pierwiastek pomaga mi utrzymać nie tylko urodę, ale i równowagę życiową. Kult dziewczęcości wciąż jest w cenie.
Dziewczęcość ma jeszcze jedną zaletę. Pozwala na posiadanie zabawek. Moją największą namiętnością są torebki…to naprawdę moje zabawki…Wszyscy mnie pytają: "po co ci tyle?". A ja się wtedy zastanawiam, czy wszystko musi być po coś. I o to właśnie chodzi. Czy ktoś kiedyś zapytał faceta, po co spędza cztery godziny przy transmisjach z Ligi Mistrzów? Dlaczego więc kogoś zadziwia fakt, że torebki to moja miłość, obsesja, źródło rozkoszy?
Mój mąż z przymrużeniem oka traktował moje torebkowe szaleństwo i zawsze żartował, że mam więcej torebek niż on skarpet.
Moją miłość do torebek podziela za to córka. I ona uległa tej kosztownej namiętności i za pół pensji (jako studentka nie zarabia dużo) kupiła sobie wymarzoną torebkę.
Na moją sugestię, że trochę przesadziła odpowiedziała tonem konesera:
- Moja droga mamo, dobra torebka uznanej firmy kosztuje czasem więcej niż używany samochód.
I obie wybierzemy torebkę zamiast samochodu.
Miłość do torebek jest taka nieodwzajemniona...Z nowym modelem potrafię spać w łóżku...Dotykam...Głaszczę...Rozkoszuję się zapachem skóry...Kocham torebki, koniecznie ze skóry...To moja druga skóra...
Decydując się na zakup nowego modelu, dużą uwagę przywiązuję do idealnych proporcji, kolorystyki, detali i perfekcyjnego wykończenia. Lubię, gdy torebka łączy w sobie skórę z wysokogatunkowymi tkaninami i elementami pasmanteryjnymi.
Uwielbiam torebki różnych wielkości. Liczy się przede wszystkim faktura skóry, kolor i fason. Nie uznaję podróbek ani nie kupuję szczególnie modnych modeli. Mam torebki w stonowanych kolorach, najczęściej beżu, czerni, brązu. Ale także w kolorze indygo i słomkowym. Posiadam kilka, ukochanych torebek. Jedna przewiązana na jedno ramię i na wznak, czarna, pleciona i w kształcie prostokąta, nie ma żadnych zapięć. Taka nietuzinkowa. W moich zbiorach można znaleźć też kopertówki. Jedna idealnie pasuje do dżinsów, a druga bardziej do eleganckich ubrań. Zresztą kocham mieć przy sobie torebkę, bo wiele mówi o całości stylu. Tak naprawdę, moim zdaniem, nie buty, ale torebka zamyka detale stroju. Od niej zależy, jak ostatecznie kobieta wygląda.
Moja obecna torebka wykonana jest z czarnej, dobrej jakości skóry. Największą zaletą jest jej pojemność, gdyż wchodzi w nią praktycznie wszystko i wciąż upycham w nią coraz to nowe rzeczy! A jest ich sporo i dochodzą ciągle nowe.
Jest takie powiedzenie „Pokaż mi swoją torebkę, a powiem ci, kim jesteś”.
W mojej torebce należy zrobić porządek…
Przejrzę jej zawartość, a wy przy okazji może dowiecie się czegoś o właścicielce…
Ale to już temat na nowy post.


wtorek, 28 kwietnia 2015

W zaklętym kręgu odchudzania


 Od ponad 20 lat znajduję się w zaklętym kręgu odchudzania. Wielokrotnie, z gorszym lub lepszym skutkiem próbowałam pozbyć się nadwagi i cieszyć się wymarzoną wagą. Jakkolwiek to pierwsze zamierzenie udawało mi, to zawsze, prędzej czy później dopadał mnie znienawidzony efekt jo-jo. Wiem, żeby zrzucić nadmierne kilogramy skutecznie i trwale, należy zmienić przede wszystkim nawyki żywieniowe. Ale wiedza to jedno, a to, co siedzi w głowie, to drugie.
Przetestowałam wszystkie diety świata, łącznie z tą najskuteczniejszą – jedz połowę, próbowałam wszystkiego: hipnozy, afirmacji podprogowych, wizualizacji, suplementów, diet – coachingu, katorżniczych ćwiczeń prowadzących do kontuzji...i wciąż noszę na grzbiecie parę kilogramów za dużo, a moja waga wciąż jest daleka od tej wymarzonej. Widocznie taka karma...
Ale nie poddaję się!!!
Wciąż sięgam po tajną broń, czyli po nowe poradniki dotyczące odchudzania.
Z każdą taką nowinką rośnie moja NADZIEJA, że waga zacznie spadać...
Często są to obietnice bez pokrycia, nowa dieta gwiazd (dająca ponoć 100% gwarancji utraty wagi) czy zestaw stu potraw bez smaku, które rzekomo przyspieszają spalanie tłuszczu, by kolejny raz przekonać się o czymś, co wiem od dawna, że odchudzanie zaczyna się w głowie, a ostateczne zwycięstwo zależy wyłącznie od mojej siły woli i konsekwencji - muszę po prostu na stałe zmienić styl życia i jedzenia, zrozumieć, z jakich powodów sięgam po kolejne smakołyki, a potem zacząć myśleć pozytywnie. To nie jest takie proste, ale zawsze i wszędzie się opłaca! I daje efekty!
Kolejny raz rozpoczęłam INTELIGENTNE ODCHUDZANIE. Uczę się identyfikować i zaspokajać potrzeby, które niekoniecznie mają cokolwiek wspólnego z głodem, a które regularnie "zajadam", nie próbując nawet poradzić sobie z nimi w bardziej racjonalny sposób. Uczę się, jak obrać i utrzymać właściwy kurs, co robić, gdy dopada mnie wilczy głód, i jak kontrolować emocje, by cieszyć się w końcu szczupłą sylwetką, a przy okazji zyskać równowagę życiową. Mam dosyć emocjonalnej huśtawki i efektu jo-jo, dlatego poradnik Aleksandry Former „Inteligentne odchudzanie. Jak wytrzymać na każdej diecie” stał się moją ostatnią deską ratunku.
Mam nadzieję, że uwolnię się wreszcie z zaklętego kręgu odchudzania. 


niedziela, 26 kwietnia 2015

Królowe wiosny

Magnolie to niekwestionowane królowe wiosny. Ich duże tulipanowe kwiaty zachwycają mnie co roku z taką samą siłą. Żaden inny krzew czy drzewo nie kwitnie tak spektakularnie.
Kocham te białe lub różowe kwiaty kształtem przypominające tulipany, są od nich jednak bardziej efektowne. Rozkwitają tak obficie i niespodziewanie. Niestety, szybko też przekwitają, nawet po kilku dniach. Póki co, cieszę oczy widokiem tych królewskich kwiatów.


sobota, 25 kwietnia 2015

Z listu od Teodora

Mario!

Na mój warsztat czytelniczy wziąłem właśnie " Apsarę" M. Litmanowicza. Książka o której mniej więcej dwa lata temu trochę się mówiło. Nie wiem czy jesteś w temacie więc pozwolę sobie na kilka uwag ogólnych.
Trzech wiodących bohaterów, akcja tocząca się od Warszawy przez kraje Beneluksu, Turcję , Iran aż po Angkor w środku kambodżańskiej dżungli. W scenerii oddziału ginekologicznego jednego z warszawskich szpitali, centrum konferencyjnego Istambułu, bezdroży i pod teherańskich wiosek, buddyjskich świątyń i nie tylko autor stara się przekonać nas do odkrywania tajemnic Dalekiego Wschodu, lecz także do siły muzyki poważnej i wykazując się wiedzą w zakresie ginekologii. By podsycić temperaturę wprowadza wątki sensacyjne lecz jak to bywa w życiu więc u autora również króluje miłość bez względu na zakątek świata. Rzecz jasna w różnych barwach i odcieniach. Ale czy istnieje miłość jednoznaczna? Litmanowicz ma dość lekkie palce ( no bo teraz wszyscy na klawiaturze, prócz Myśliwskiego który wciąż ołówkiem H3) więc lektura daje się czytać.

Pozdrawiam Cię jak zwykle serdecznie.

Teodor


środa, 22 kwietnia 2015

Urodzinowa refleksja

Każdy ma czasem urodziny. Dziś ja obchodzę swoje urodziny. Dzień urodzin. Dzień wyjątkowy. Chwila zadumy nad życiem. Weryfikacja planów. Tyle już za mną, tyle przede mną...
Dla jednych ten dzień to powód do radości, dla innych do smutku. Zależy od podejścia. Jak ten dzień wygląda u mnie? Mimo starzenia się metryki nie rozpaczam z tego powodu, choć oddaję się refleksjom i zastanawiam się w jakim momencie życia jestem, bo nie mogę nie zauważać, że wkroczyłam w jesień życia, a wiosna i lato przeminęły z wiatrem i już nie wrócą.
Uświadamiam sobie jednak pozytywny aspekt bycia kobietą 50+.
Teraz jest mój czas i mogę sprawić, że będzie to najlepszy okres w moim życiu.
Stabilizacja osiągnięta, córka usamodzielniła się, więc już nic nie muszę. Dziś uczę się robić coś bo chcę, bo pragnę. W moim dotychczasowym życiu zbyt dużo wynikalo z powinności.
Powinnam to, tamto... Nie zmienię przeszłości, ale mogę zacząć żyć bliżej siebie i swojego autentycznego ja, żyć bliżej marzeń.
Tak, w jesieni życia wróciłam do marzeń snutych wiosną i latem, by wreszcie je realizować.
Podjęłam decyzję, by zmienić siebie i swoje życie. Odkrywam powoli swoje miejsce na ziemi, odnajduję się w rzeczywistości, którą sama zaczynam tworzyć na własny rachunek.
Wiem, że dam radę. Ufam, że moje marzenia wreszcie zaowocują, jak to jesienią, a ja pracując nad sobą będę innym człowiekiem, lepszą wersją siebie...I zapewnię sobie godną zimę...
"O życie moje! Bądź mi święte i olbrzymie." ( L. Staff )
Póki co zapraszam na tort urodzinowy.


List do Teodora


Teodorze!

Dziś chciałabym poznać Twoje zdanie w kwestii, dlaczego spełnione marzenie nie
gwarantuje szczęścia?

Niby spełniłam kilka swych marzeń...ale pozostały takie niespełnione...Wciąż
do marzenia...

Primo - 30 lat temu marzyłam zostać...żoną i dumnie nosić na palcu złoty
krążek.
Dziś...Żoną jestem… na papierze…już dawno zatraciłam małżeńskie
ogniwa…idę drogą romansów…I sobie rozmyślam pomiędzy cyprysy, nad
nieszczęściem Pameli albo Heloisy...
Dobrze mi tak, choć frasunek bodzie: Cóż mam czynić? próżny żal, jak mówią,
po szkodzie.
Parafrazując Krasickiego i dodając Różewicza...jednym słowem białe
małżeństwo.
Gdy podaję obiad na serwisie Biała Maria (prezent ślubny), zawsze chce mi się
śmiać. Sama czuję się jak biała Maria. I w takim samym kolorze jest mój
związek.
Spełniłam więc swoje marzenie, czy nie? Sama nie wiem...

Sekundo - odkąd sięgam pamięcią zawsze marzyłam by zostać pisarką.
Ukończyłam nawet studia polonistyczne, by przygotować się do tej wymarzonej
profesji...
Dziś...W rubryce zawód wpisuję nauczyciel i smakuję starej prawdy "obyś
cudze dzieci uczył".
Pisareczką bywam... A jakże...Piszę wymyślne opisy swojej osoby i publikuję je
na portalu randkowym. Miałam już liryczno- sentymentalny opis, potem zamieniłam go
na ironiczno- groteskowy z nutą szyderstwa. Z sentymentalnej gąski wykreowałam
się na samozwańczą mistrzynię gry... Ale już niedługo zmienię kreację...
zamierzam wykreować się na...wampa, famme fatale...Tworzę już stosowny tekst. Mam
nadzieję, że ten nowy opis na tyle zaintryguje płeć brzydką, że będę zasypana
oczkami, wirtualnymi prezentami, emotikonami itp. Wszak mężczyźni (Ty
jesteś chlubnym wyjątkiem!!!) posługują się głównie pismem obrazkowym.

Tak więc pisareczką bywam... Piszę przecież erotyczne, ale nie pornograficzne
powieści, wszystkie jak dotąd do szuflady, ale wiele koleżanek je czytało i
wszystkie zgodnie orzekły, że powinnam je wydać. Dlaczego tego nie czynię? Bo
trochę się obawiam...Nie miała baba kłopotu, więc postanowiła wydać
książkę...
A może warto? W moich powieściach erotyka ukryta jest pod metaforami i poetyzmami.
Moi bohaterowie mimo dojrzałego wieku zachowali dziecięcą wrażliwość,
młodzieńczą impulsywność i intensywność przeżyć, a ze świata dorosłych
perwersyjne upodobania i kipiące namiętności. Są liryczni dosadni, poetyckość i
intelektualizm łączą z prozą życia, a niekiedy z prostactwem. Lubię
przełamywać schematy i tacy są moi bohaterowie.

Pisareczka i żoneczka...Spełniłam swe marzenia czy nie?

Dobranoc, Teodorze.


Maria






niedziela, 19 kwietnia 2015

Z listu od Teodora


Mario!

Po pierwsze primo. Gdy marzyłaś jeszcze w kołysce o księciu na białym koniu, ociera się to
o porwanie zwane gdzieniegdzie kidnapingiem.
Po drugie primo. Szansa jest zawsze, dokąd piłka w grze.
Po trzecie primo. Rozumiem, że masz na myśli konie mechaniczne, bo te zwykłe w dużej
mierze wyzdychały i być może książę ma kłopot, by znaleźć konia, a do tego jeszcze białego.
Po pierwsze secundo. Dwa domy, to nie wiadomo gdzie mieszkać. 

"Osiołkowi w żłobie dano... ". 
I to ciągłe życie w drodze. No a co tam jak ja tu?
Po drugie secundo. W sąsiednim bloku mieszka facet, który chodzi ze świnia na smyczy. 

Czego to w tej Warszawie nie wymyślą?
Po pierwsze tertio. Zima w ciepłych krajach to lato. A dwa lata w jednym roku? 

Na to żadna kobieta nie pójdzie!!!.
Po drugie tertio. Mam nadzieję, że ten rejs nie kajakiem (jak było marzeniem bohaterów 

powieści Bahdaja) lecz jakąś większą "balią" by zbyt mocno nie huśtało.
Po trzecie tertio. Żeglareczką zostać Ci najłatwiej. Pamiętam , że gdy w latach dzieciństwa 

często odwiedzałem Czechosłowację, w TV leciało wiele programów, gdzie znani piosenkarze 
w strojach wilków morskich śpiewali quasi szanty.
"Rano wieczór i w południe nic nie robi tylko chudnie". Czego i Tobie życzę z umiarem.  


Teodor









sobota, 18 kwietnia 2015

List do Teodora



 Witaj Teodorze!

Pozostając przy temacie poruszonym przez Ciebie, ja wyróżniam dwie kategorie marzeń - marzenia do marzenia i marzenia do spełnienia.
Zacznę od pierwszej kategorii.
Primo - od pół wieku ( może ładniej brzmi od 50 lat) marzę, że znajdę księcia na białym koniu, który porwie mnie w rajską krainę ułudy...
Z każdym rokiem moje szanse rosną... Wszak przekroczyłam wiek balzakowski, jestem coraz młodsza DUCHEM i coraz piękniejsza INACZEJ...
Słyszę już tętent konia, tylko jeźdźca nie widać...A ja dla swojego księcia gotowa jestem podpisać pakt z diabłem.
Sekundo - chciałabym być "żoną modną" (już I. Krasicki coś o tym wiedział) i posiadać dom w mieście, dom na wsi, pasztetnika i mysz na łańcuchu...
Tertio - tu zaczynają się marzenia, które Ty nazywasz "geograficznymi" - odbyć rejs dookoła świata, albo chociaż zimę spędzić w ciepłych krajach, albo zostać żeglareczką... ostatecznie dziewczyną sternika też mogę być...
A marzenia do spełnienia?
Są...a jakże...Jak schudnę 100 gramów to spełniam swe największe marzenie!!!
I tym optymistycznym akcentem kończę liścik może nie pachnący lawendą, ale...
Pozdrawiam serdecznie.
Maria

czwartek, 16 kwietnia 2015

Ludzie listy piszą...



Lubię pisać listy. Od zawsze.
Dziś w dobie SKYPA, GG czy telefonii komórkowej trudno rozwijać sztukę epistolarną.
A przecież w liście posyła się kawałek siebie samego.
Zawsze jest tam jakieś piętno nadawcy, zwłaszcza w listach pisanych ręcznie. To nie tylko charakter pisma, rodzaj papeterii, styl pisania…opowiada coś o nadawcy, ale i to, jak się przeżywa to szczególne spotkanie za pośrednictwem zapisanych kartek…dziś niestety komputera.
Znana poetka pisała kiedyś: „Ktoś list dostał, komuś serce bije, idzie czytać pod kwitnące jabłonie…I dno traci, i w powietrzu tonie.” Wiadomo, o jaki list tu chodziło…
Gdzież te listy, w których czuć zapach domu, ciepło matki, spojrzenie zatroskanych oczu kogoś bliskiego, dotyk dłoni przyjaciela.
Czasem są listy pisane przez Boga ręką człowieka, choć zupełnie o tym nie wie… Naprawdę! – Są takie.
Otrzymałam i napisałam wiele listów. Mało z nich było bez znaczenia. Czasem w moich listach ktoś czytał to, czego tam nie było, a przynajmniej ja nie myślałam o tym pisząc…
Albo ktoś zupełnie nie rozumiał mojej intencji.
Wiele razy zdarzyło mi się, że pisałam z kimś, nie znając jego twarzy.
Pisanie z taką osobą było ciekawym doświadczeniem dla mnie. Wymieniałam się refleksjami z kimś, o kim nie wiedziałam jak wygląda…
Ale nawet, gdy się zna czyjąś twarz, to w liście spotykają się wewnętrzne pejzaże, do obejrzenia, których potrzeba uwagi, wyobraźni i jednak serca.
Bywają listy, których pisanie jest takim wysiłkiem duszy, serca i umysłu, że zmęczenie po nich jest większe niż po bezpośrednim spotkaniu.
Ale i te czytane są czasem takie, że trzeba przestać czytać, bo poraża siła słów, fraz, szczerości…jakich nigdy nie byłoby wprost…
Ale najpiękniejsze są te, które mamy do napisania jeszcze…
Czasem myślę, że człowiek jest dla innego człowieka listem lub listonoszem. Jaką cząstkę z siebie się komuś prześle? Jaką wieść o świecie czy ludziach komuś się doręczy?

Od roku uprawiam sztukę epistolarną z Teodorem.
Bardzo cenię sobie jego listy. Podoba mi się jego styl pisania i trafność komentarzy.
Cenię jego listy bo są tak jakoś serdeczne… choć bez zbędnego liryzmu. 

Kim jest adresat moich listów?
Teodor to wyjątkowy mężczyzna. Bardzo zapracowany. Szpital (jest lekarzem), przychodnia, fundacja, hospicjum...
Podoba mi się jego filozofia życiowa. Jest szczęśliwym człowiekiem, bo uważa, że codziennie ma cztery powody do szczęścia. Po pierwsze - obudził się rano, po drugie - ma pracę, którą lubi, po trzecie - może uczynić coś bezinteresownie dla drugiego człowieka, po czwarte - ma swoją przestrzeń, pasję, śpiewa w chórze, gra na pianinie, wędruje po górach, itp.
I lubi pisać. Listy, pamiętniki, czasem wiersze...