Wszelkie prawa autorskie do tekstów postów i tekstu powieści, w myśl ustawy z dnia 4 lutego 1994r. Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm. należą do właściciela bloga i nie mogą być wykorzystywane bez jego zgody w celach prywatnych lub komercyjnych.

niedziela, 12 marca 2017

Szukam....



 Od kiedy zostałam panną z odzysku szukam swojego dopełnienia.
To, co przeczytałam w internecie na temat szukania swojej drugiej połówki nie napawa optymizmem...
Wchodzisz na portal randkowy i widzisz tysiące ofert! Klęska urodzaju? Tylko pozornie. W Internecie, podobnie, jak w realu niełatwo znaleźć miłość. Ale jest to możliwe!
Dlatego warto nauczyć się kilku sztuczek, żeby uniknąć seksoholików, alkoholików, poszukiwaczy alternatywnych związków, łowców zaradnych singielek, nieudaczników.
Jeśli jesteś dwudziestolatką, masz wiele możliwości, żeby kogoś spotkać, bo Twoi rówieśnicy też są wolni i poszukujący. Ale gdy przekraczasz magiczną trzydziestkę, potem czterdziestkę Twoje szanse na znalezienie partnera w realu zmniejszają się. A gdy masz na karku pięćdziesiątkę, niektórzy uważają, że prędzej dopadnie Cię zawał, niż spotkasz miłość życia. 


Są mężczyźni, którzy na portalach randkowych przebywają latami. Historie ich związków to nieomal historia polskiego Internetu. „Zawodowy singiel” szuka tak, żeby nie znaleźć. Najłatwiej go zauważyć, gdy jest już po czterdziestce. Mężczyzna 40+, który nie ma na koncie żon, dzieci, zobowiązań, kredytów, mieszkania, zdecydowanie tego wszystkiego nie szuka. Jest asekurancki i bardziej interesuje go drugi satelita niż partner. Zwykle nie wierzy w miłość, ma też problem z czerpaniem przyjemności z życia, choć potrafi z pasją opowiadać o tym, co przeżył. Jeśli po spotkaniu z „Wiecznym ” będziesz miała poczucie, że można by je powtórzyć, nie zdziw się, gdy on zniknie. Będzie testował czy Ci zależy, jeśli okaże się, że bardzo, i sama wykonasz pierwszy ruch, dowiesz się, że „jest bardzo zajęty, ale pozwoli sobie zachować Twój telefon”.
Bardziej żywotną odmianą „Zawodowego singla” jest „Chłopiec, w krótkich spodenkach”. Może być w każdym wieku od 20 do 100 lat. „Chłopiec” ma rozliczne zainteresowania – narty, tenis, pływanie, szachy, podróże, muzyka, ryby… Jest skupiony na tym, co może robić sam ze sobą, ewentualnie w Twoim towarzystwie, gdy dotrzymasz mu kroku. Jeśli dobiegasz czterdziestki, możesz być spokojna, interesują go tylko kobiety-dziewczynki. Nawet jeśli jest w średnim wieku będzie szukał kandydatek do trzydziestki.

Ja do tych internetowych rewelacji podchodzę z dystansem. Wierzę w przeznaczenie...
Wierzę, że miłości nie trzeba szukać, ona znajdzie cię sama.
Wszak są rzeczy, o których nie śniło się filozofom, jak mawiał klasyk.

niedziela, 24 lipca 2016

Ach, te siostry...




 Pewnego grudniowego dnia zadzwoniła do kancelarii Justyna, siostra Cezarego i poprosiła Izabelę o spotkanie. Akurat przyjechała do Warszawy z grupą młodzieży, by uczestniczyć w jakiś warsztatach teatralnych i miała przerwę w zajęciach. Postanowiła wykorzystać tę chwilę na rozmowę z przyjaciółką brata. Umówiły się w „Zielnik Cafe’’ przy Odyńca.
 - Kiedy byłaś razem z Czarkiem u nas w Radomiu, niewiele było czasu na spokojną rozmowę, a uważam, że taka rozmowa jest nam potrzebna – zagadnęła Justyna.
Izabela nie była entuzjastycznie nastawiona do tego spotkania. Pomyślała nawet z niechęcią, że ona będzie w gorszej sytuacji niż Zuzanna, bo ta ma na głowie tylko teściową. Izabela natomiast będzie musiała utrzymywać poprawne stosunki nie tylko z matką Cezarego, ale jeszcze z jego siostrą. Już w czasie wizyty w jego domu rodzinnym zauważyła, że jest on szczególnie traktowany przez te dwie kobiety. Matka tłumaczyła, że Czaruś jest jedynym mężczyzną w tym domu. Obie kobiety uważają go za szczególny autorytet w każdej kwestii. Jego zdanie na każdy temat jest niekwestionowane, najważniejsze.
- Nie wiem, czy Czarek opowiadał ci, jakie były przeboje z jego imieniem? – Justyna nie bardzo wiedziała, od czego zacząć rozmowę z Izabelą, więc uznała, że takim bezpiecznym terenem jest zawsze dzieciństwo.
 - Cezary to bardzo ładne imię – stwierdziła Izabela przeglądając kartę dań.
 - Ale ojciec wymyślił dla niego „Mateusz”. Mama uparła się, że jej syn musi mieć imię, które można zdrabniać na „uś’’, a więc wybrała Piotruś. Kiedy urodził się Czarek i zobaczyła, że ma takie czarne oczy i włosy, zmieniła zdanie, bo pomyślała sobie, że wszyscy będą go nazywać Czarnym Piotrusiem. Była kiedyś taka gra karciana dla dzieci, w której ten, kto wylosował trzynastą kartę, zostawał właśnie czarnym Piotrusiem, co oznaczało wielką przegraną i nazwanie uczestnika tej dziecięcej gry nieudacznikiem. No, więc mama zmieniła zdanie i wymyśliła, że będzie miał na imię Tomasz, bo można zdrabniać jako Tomuś. Wówczas ojciec zaprotestował i powiedział, że Tomuś kojarzy mu się z fajtłapą…I wtedy z pomocą przyszła pielęgniarka ze szpitala, w którym urodził się Czarek. Ona była prawdziwą profesjonalistką w dziedzinie etymologii imion. Spojrzała na noworodka, którego mama trzymała przy piersi i powiedziała: - Dziecko, które urodziło się przez cesarskie cięcie i ma takie kędzierzawe włosy powinno mieć na imię Cezary.
- To rzeczywiście ciekawa historia z tym imieniem – podsumowała Izabela i zamówiła kawę.
- Ale to nie koniec perypetii – dodała Justyna. – Najważniejsze było później…W akcie urodzenia wpisano mu dwa imiona: Cezary Mateusz i od tej pory mama nazywała go Czarusiem, a ojciec Mateuszkiem…No, a potem ojciec zginął w wypadku i zwyciężyła opcja mamy. Chociaż w zasadzie długo nazywałyśmy go z mamą…Kajem…
 - Kaj? To skrót od Kajetan? A więc Czarek ma jeszcze trzecie imię?
 - Tu nie o imię chodziło, a bardziej o pewien symbol – wyjaśniła Justyna. – Czarek miał jakieś dziewięć lat…Zawsze był taki zamknięty w sobie, żył w swoim świecie…Wtedy wróciłam z jakieś szkolnej wycieczki…nie widziałam go cały dzień…on siedział na podłodze i układał coś ze swoich klocków. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek…
jeden…drugi…a on nic…żadnej reakcji…więc całuję go ponownie…nawet się nie poruszył. Miał takie nieobecne spojrzenie… Wtedy coś we mnie pękło…zaczęłam ciągnąć go za włosy i krzyczałam: „Nie chcę żebyś był Kajem! Nie bądź taki jak Kaj!” Bo akurat przypomniała mi się baśń Andersena…I od tego czasu często tak go nazywałyśmy…A Czarek taki już był…
zajęty sobą, swoimi myślami…układaniem, jak baśniowy Kaj słowa „wieczność’’, co dla niego znaczyło pewnie już wtedy „Bóg’’. Starałam się ocieplić to jego serce…I tylko mnie się to udało – zaznaczyła z dumą Justyna. – Ale wciąż musiałyśmy z mamą zabiegać o jego miłość…To samo próbowały robić potem dziewczyny, którym się podobał. Ale żadna nie potrafiła go rozkochać w sobie…Wciąż pozostawał dla nich nieosiągalny. Często zastanawiam się, czy Czarek byłby inny, gdyby żył ojciec…
 - Przykro mi, że tak wcześnie straciliście ojca.
 - W zasadzie niewiele go pamiętam…Mama musiała sama utrzymywać nas, a pensja nauczycielska zawsze była niewielka, więc pracowała na dwóch etatach, wieczorem udzielała jeszcze korepetycji. Zajmowała się nami babcia, ale ona była taka jakaś wyniosła, nie umiała z nami nawiązać bliższego kontaktu i myślę, że to wtedy narodziła się między mną, a Czarkiem ta szczególna więź. Kocham go ciągle tak jakby był moim małym braciszkiem…Pamiętam dwa epizody z dzieciństwa, kiedy naprawdę dopiekłam mojemu bratu. Pierwszy - ja mam jakieś sześć lat, on pięć. Bawimy się w domu babci, ja przed nim uciekam na piętro, szybko, szybko po schodach, zatrzaskuję drzwi - i nagle wielki ryk. Przycięłam mu małego palca. Awantura…Umierałam z żalu, że jestem złą siostrą. Epizod drugi - mój brat bawił się korkami, pamiętasz pewnie te pistolety na korki, obierał jeden dla większej siły wybuchu. Nagle jeden - wybucha mu w rękach i dziurawi bluzkę. I co robię ja? Podłość nad podłościami? "Jak nie będziesz za mnie wynosił śmieci - powiem wszystko mamie". Czaruś wynosił śmieci, choć bardzo bał się chodzić do śmietnika, że względu na grasujące tam szczury. W końcu nie wytrzymał presji - przyznał się. A ja znów miałam poczucie winy, że jestem złą siostrą. Nigdy nie było między nami rywalizacji, konfliktu interesów. Uświadomiłam sobie całkiem niedawno, że wewnętrznie jesteśmy do siebie tak maksymalnie podobni, mamy tak podobne zachowania, wrażliwość i emocje, że to aż boli.
- To cudownie być tak emocjonalnie związanym z rodzeństwem. Ja nie doświadczałam takich stanów. Pewnie dlatego, że moja siostra była dziesięć lat młodsza, a ja bardzo wcześnie wyprowadziłam się z domu rodzinnego. I miałam swoje problemy, w których ośmiolatka nie mogła mi pomóc.
 - Ty szybko stałaś się dorosła, a my z Czarkiem długo dorastaliśmy…Mieliśmy swój własny świat, w którym dominowała muzyka i inne wartości. Czaruś już jako dziecko pięknie grał na pianinie. Chodził do szkoły muzycznej, ja nie miałam na to czasu, bo ktoś musiał zajmować się domem, sprzątać, gotować, podczas gdy mama pracowała na dwa etaty w szkole. Ale nie myśl sobie, że Czarek był maminsynkiem…chodził po drzewach, namiętnie grał w piłkę, kolana miał wciąż pościerane…robił to wszystko, co chłopcy w jego wieku. Dopiero potem zaczął się wyróżniać spośród rówieśników. Pięknie grał na gitarze, więc zaczął działać w kościele, w ruchu oazowym. Wiesz jak to wygląda… oazy młodzieżowe przy parafiach…
Przewaga dziewczyn, jakiś ksiądz animator…No, wiec w Czarku kochały się wszystkie dziewczyny…co ja z nimi miałam…wyznaczyły mi rolę pośredniczki…A Czarek lubił je wszystkie, ale żadnej nie wyróżniał.
 - Mój Boże! – pomyślała Izabela – Gdy ja miałam szesnaście lat kochałam się namiętnie z Marcinem w akademikach, a Czarek w tym samym czasie śpiewał pieśni oazowe w kościele…Ja uprawiałam seks pod namiotem, a on w tym czasie szedł w pielgrzymce do Częstochowy. Czy my możemy teraz stać się dwoma połówkami pomarańczy?
Z rozmyślań wyrwał ją głos Justyny.
- A kiedyś pojawiła się Malwina…tak po prostu, przyszła do naszej mamy na korepetycje i zakochała się do szaleństwa w Czarku. Czarek tłumaczył jej, że nie mogą być parą, bo on jeszcze nie jest na to gotowy…A ona miała na wszystko jedną odpowiedź „to ja poczekam”. I czekała na niego pięć lat, przez cały okres studiów. Mieszkała ze mną w jednym pokoju w akademiku, a pokój Czarka mieścił się za ścianą. Czarek działał wtedy w duszpasterstwie akademickim, więc i ona uczęszczała na te spotkania, żeby być blisko niego…Łączyła ich tylko przyjaźń, ale Malwina wytrwale czekała na coś więcej z jego strony. Czarek nie wyróżniał żadnej dziewczyny, więc Malwina żyła nadzieją, że kiedyś on odwzajemni jej uczucia i zostanie jej ukochanym, wymarzonym mężem. A on tuż przed końcem studiów powiedział jej, że wybiera inną drogę, która wyklucza małżeństwo.
To był dla nas wszystkich szok…nie spodziewaliśmy się, że Czarek może zostać księdzem. Powołanie to rzeczywiście wielka tajemnica…
 - A co się stało z Malwiną? Jak ona przyjęła decyzję Czarka?
- Popadła w depresję, nie ukończyła polonistyki, nie napisała pracy magisterskiej…Czas zaleczył rany. Potem rozpoczęła nowe studia, oczywiście teologię, dla niego. Została katechetką i pracuje w jakimś liceum. A kilka lat temu, gdy wprowadzono tak zwane życie konsekrowane osób świeckich, złożyła przyrzeczenie celibatu.
- Żartujesz??
- Skądże! Od kilku lat osoby świeckie też mogą ślubować celibat. I Malwina jest taką konsekrowaną osobą. Czasem dzwoni do Czarka, głównie w sprawach katechetycznych. Ostatnio spotkali się na uczelni, odbywał się finał olimpiady teologicznej. Pojawiła się tam ze swoimi uczniami. Rozmawiała z Czarkiem, a potem zadzwoniła do mnie i pytała, dlaczego Czarek jest taki inny, odmieniony…I co ja jej miałam odpowiedzieć? Że zakochał się pierwszy raz w życiu i myśli o porzuceniu celibatu? A Czarek to przecież bardzo dobry kapłan. Pełen radości, entuzjazmu i cieszy się zaufaniem wiernych. Zawsze szczery, delikatny o głębokiej duchowości w przeżywaniu wiary. Kocha go nie tylko młodzież, studenci, ale i starsi parafianie. Bo on ma charyzmę – mówiła z dumą Justyna.
- A ja poznałam go z całkiem innej strony, jako troskliwego, dobrego, czułego i przystojnego mężczyznę. Dla mnie nie jest znanym z dobrych kazań duchownym, ale najdroższym na świecie mężczyzną, pełnym pasji i oddania w miłości, ale także człowiekiem po brzegi wypełnionym cierpieniem, który bardzo poważnie traktuje swoją służbę kapłańską i obowiązek celibatu – odrzekła Izabela.
- Nikt drugi nie wie, co kryje ludzkie serce. A w Czarku jest tyle piękna wewnętrznego, że trzeba naprawdę być ślepym, by ominąć go jako człowieka. Uważam, że jako mężczyzna ma prawo do miłości i dzielenia się nią z kobietą…z tobą – powiedziała cicho Justyna. - Skoro Bóg jest miłością, miłość nie może być grzechem. Jest ona finezją w życiu każdego człowieka i nadaje mu sens. W obliczu Pana każdy z nas będzie opowiadał się z dobra i zła, ale nie nam to oceniać. Uważam jednak, że Czarek powinien pielęgnować swoje powołanie i nie rezygnować pochopnie z kapłaństwa.
 - I ja nie chcę, żeby zrezygnował…uwierz, że nie zachęcam go do porzucenia sutanny…to jest jego decyzja…- zapewniła szczerze Izabela.
- Ale stanęłaś na jego drodze…- Słowa Justyny brzmiały jak wyrzut.
- I tu się mylisz…- broniła się Izabela. - To Czarek wypatrzył mnie na ulicy i poszedł za mną do kancelarii…wymyślił pretekst i poprosił o poradę prawną w sprawie umowy z wydawnictwem…potem przestał wymyślać preteksty i przychodził, żeby porozmawiać o życiu…i tak to się zaczęło. Ale to nie ja go podrywałam, nie uwiodłam go…uwierz mi…W tym wypadku „to nie ja byłam Ewą…’’. I nie wyczekuję na niego pod kościołem – roześmiała się - Nie inscenizuję przypadkowych spotkań, nie telefonuję…chyba, że długo nie odzywa się i wtedy martwię się, czy nie przytrafiło mu się coś złego. Nie składam mu wizyt pod pretekstem ważnych spraw do załatwienia. Chcę, żeby pozostał kapłanem, jeśli taka jest jego wola…ale uszanuję każdą jego decyzję…Kocham go i pragnę by był szczęśliwy. Wiem, że bez korzeni, bez tego, co ukochał nie będzie miał skrzydeł…Kocham jego sumienie i chcę, by było zawsze czyste. Staram się oszczędzić mu udręki moralnej, poczucia popełnienia grzechu i dlatego panuję nad fizyczną stroną uczucia, natomiast część emocjonalno-duchowa naszej miłości jest piękna, szlachetna i dozwolona. Myślę, że można kochać księdza, ale nie wolno go uwieść.
 - To prawda – zgodziła się Justyna. - Jeżeli chodzi o uczucie, a nie o kontakt seksualny, to żadna walka, żadne zakazywanie sobie miłości, tłumienie jej nie ma większego sensu. Uczucia już takie są, że domagają się, by dopuszczać je do głosu, przeżywać i wyrażać.
- Miłość do Czarka dostarcza mi tylu wzruszeń, uczy tak nowego pojmowania świata, nowych definicji, a przede wszystkim pogłębia moją słabą wiarę, że…mimo niewątpliwych cierpień, bolesnego niedosytu, głównie z powodu bezcielesności tego uczucia… nie chciałabym go stracić – mówiła z entuzjazmem Izabela.
- Wasza miłość zawsze będzie trudna, ale piękna. A cena, którą przyjdzie wam zapłacić za bycie razem będzie niezwykle wysoka – ostrzegała Justyna.
 - Dla Czarka jestem zdolna wiele poświęcić, bo jest niezwykłym mężczyzną…Nawet, jeśli zdecyduje się na odejście z kapłaństwa, zawsze będzie miał „coś z księdza”. Będzie wyróżniał się sposobem mówienia, jakąś większą łagodnością i pokorą w podejściu do ludzi. Uwielbiam go za ten sposób bycia…Ale cenię go również za to, że nie jest takim zwyczajnym księdzem, którzy poza odprawianiem mszy, spowiadaniem i nauczaniem religii nic innego nie umie. Czarek jest muzykiem, wspaniale gra na pianinie, cudownie śpiewa, jest dyrygentem chóru, zna się na sztuce i filozofii…Myślę, że największym problemem dla Czarka nie będzie urządzenie się w świeckim życiu i znalezienie pracy, lecz to, że będzie musiał radzić sobie z poczuciem odpowiedzialności za wiernych, których pozostawi w parafii i duszpasterstwie.
- Musisz wiedzieć, że mój brat jest bardzo wrażliwy. Ale też niestabilny emocjonalnie. Jako kapłan ma kontakt z różnymi kobietami. Obawiam się, że gdy przyjdzie mu być z tobą, jako tą jedną jedyną, pojawią się kłopoty. Dotąd to on ciągle jest adorowany i hołubiony przez liczne wielbicielki w parafii, na uczelni, w duszpasterstwie, a teraz on ma adorować kobietę. To trudne zadanie dla księdza, który chce zostać mężem. Z drugiej strony, Czarek jest taki naiwny i niedoświadczony w stosunkach z kobietami. To też może być przyczyną jego kłopotów. Pamiętaj, że będziesz pierwszą kobietą w jego życiu, z którą połączy go coś więcej…Nie zmarnuj tego…Nie zniszcz uczucia, którym cię obdarza…Znam swojego brata, on wszystko ci wybaczy oprócz zdrady…Pamiętaj o tym – prosiła Justyna, poważnym tonem.
- Gdy poznałam Czarka, zamknęłam furtkę do mnie i wyrzuciłam klucz. Nie chcę go szukać. Dzięki niemu wiem, czego oczekuję od życia, kogo szukam i co chcę znaleźć w mężczyźnie. Nie uczynię niczego, co by go zabolało – przyrzekła Izabela.
 - Wybacz, ale jesteś taka piękna i inteligentna, budzisz zainteresowanie wśród mężczyzn i zawsze znajdzie się jakiś, który będzie cię podrywał i uwodził…- Justyna nie do końca ufała Izabeli.
- Justysiu, powinnaś wiedzieć, że podstawą życia we dwoje jest zaufanie i przyjaźń. A my dodatkowo mamy wspólny mianownik. Kochamy się i szanujemy. Nie boimy się tych lat, jakie mamy przed sobą, choć zdajemy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Chciałabym, by to, co jest między nami trwało wiecznie – wyjaśniła Izabela.
 - Dla dobra Czarka lepiej byłoby, abyście się nigdy nie spotkali, ale skoro już to się stało…Cieszę się, że spotkał akurat ciebie. Myślę, że na kogoś takiego jak ty, czekał całe życie.  Najważniejsze, że nie uwodzisz go…Wiesz… kobiety, czasem źle interpretują gesty księży…A potem idą na całość, chcą mieć wszystko i rodzinę z księdzem – Justyna od lat obserwowała jak rzesze kobiet interesowały się Cezarym i na różne sposoby próbowały się do niego zbliżyć.
 - Uwierz mi, że dla mnie relacja z Czarkiem ma charakter wyjątkowy. Czasem myślę, że to syndrom związku z aniołem. On uosabia niemal świętość. Dlatego chcę, by nadal był duchownym, choć mogę na tym sama tylko ucierpieć – zapewniła Izabela.

środa, 16 marca 2016

Koronki rządzą w sypialni...





W sklepie z bielizną spędziłam chyba z godzinę. Wybierałam, mierzyłam, i znowu wybierałam, i znowu mierzyłam... Czułam się jak modelka w dniu pokazu... Co chwilę inny staniczek...
W końcu wybrałam. Czarny. Koronkowy. Prześwituje przez niego moja biała skóra. Do kompletu wzięłam identycznie czarne i koronkowe, wymarzone majtki
Mam zamiar dziś wieczorem Cię uwieść...
Uwiodę cię na zmysłów brzeg…chcę Twego dotyku, głosu
I z oczu Twych kraść każde spojrzenie,
Nieświadoma moc Twych dłoni,
gdy przypadkiem dotkniesz moją twarz
ja próbuję je odtworzyć,
gdy wieczorem kładę się już spać.
Założyłam na siebie nową bieliznę i przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Z drugiej strony srebrnej tafli spoglądała na mnie dziewczyna, z którą... chyba sama chciałabym się kochać!
Cała płonę!
Choć na oka mgnienie zapomnieć się tak bardzo, żeby nie wiedzieć, kim jestem. Chociaż raz być samym tylko pragnieniem, nie czuć nic poza ogniem namiętności...
W moim prywatnym teatrze za chwilę oddam kochankowi to pełne żaru miejsce, gdzie nasze zahamowania i lęk przekształcane są w bezwstyd.
Jaka to ulga odkryć, że wstyd zamienia się w ciekawość, nieśmiałość w pewność siebie, a bezradność we władzę.

Lubię kobiece ubiory...O, tak! Powiem więcej, uwielbiam wszystko, co jest atrybutem kobiecości...koronki...pończoszki...
Co do bielizny, starannie ją dobieram. To sprawia mi wiele przyjemności. Lubię jak roznieca zmysły. Gdy jest w niej ukryta słodycz i niewinność połączona z diabelskim kuszeniem!
Gdy jest zmysłowa, słodka i subtelnie przeźroczysta.
Cóż...koronki zawsze rządzą w sypialni...
Podobno podstawą dobrej stylizacji jest bielizna, w której czujemy się po prostu sobą. Piękna, wygodna i dobrze dopasowana - to trzy słowa, które wg mnie najlepiej określają idealną bieliznę.
Czasem potrafię odmówić sobie czegoś, czego naprawdę potrzebuję na rzecz kolejnej zwykłej koronkowej koszulki czy kolejnego stanika. Bardzo lubię delikatne tkaniny i wzory, koronki, wstążeczki, falbanki. Kolekcjonuję to wszystko w swoich wiklinowych koszykach i chowam pod łóżkiem

Lubię gdy ciało okrywa tiul, koronka, gorsecik...A nogi obowiązkowo odziane muszą być w pończochy zakończone koronką...Lubię robić sobie zdjęcia w takim intymnym odzieniu.

Nazywam je "strażnikami wagi".
Gdy zamierzam zjeść kawałek tortu, który może mieć zgubny efekt dla mojej sylwetki, spoglądam na te zdjęcia i apetyt poskromiony...
Wałków tłuszczu nie da się ukryć pod najpiękniejszą koronką, a kształty rubensowskie uniemożliwiają zakup zmysłowej bielizny. Dla pań w rozmiarze XXL pozostają tylko majtasy...pantalony...







czwartek, 18 lutego 2016

Nie odnajdziesz siebie...

- Mistrzu, mówiłeś, że jeśli dowiem się kim jestem, to posiądę mądrość, ale jak mam to zrobić?
- Zacznij od odebrania innym ludziom prawa do decydowania kim jesteś.
- Jak to?
- Ktoś powie ci, że jesteś złym człowiekiem, a ty mu uwierzysz i poczujesz się rozgoryczony. Ktoś inny powie ci, że jesteś dobrym człowiekiem i to cię ucieszy. Chwalą cię albo ganią, wierzą ci albo cię zdradzają.
Dopóki inni mają prawo decydowania kim jesteś albo jaki jesteś – nie odnajdziesz siebie. Zabierz im to prawo.
~ Lao Tzu

poniedziałek, 15 lutego 2016

Dzień singla



Dziś dzień singla. Tak przynajmniej podają media.
Kto świętuje ze mną?
Bycie singlem po pięćdziesiątce to odwaga czy porażka?
Odwaga bo radzę sobie bez mężczyzny, który nie spełniał się jako mąż i w końcu odszedł do młodszej.
Porażka bo nie zbudowałam trwałej relacji... bo przed laty dokonałam złego wyboru.
Ech, życie.  Ale i tak jesteś piękne.

piątek, 12 lutego 2016

Jeśli kochasz...

 Taka refleksja przed walentynkami...

Dziecko spacerowało plażą razem ze swą matką. W pewnej chwili dziecko zapytało:
- Mamo, jak można zatrzymać miłość, kiedy w końcu uda się ją zdobyć?
Matka zastanowiła się przez chwilę, potem schyliła się i wzięła dwie garście piasku. Uniosła obie ręce do góry; zacisnęła mocno jedną dłoń: piasek uciekał jej między palcami i im bardziej ściskała pięść, tym szybciej wysypywał się piasek. Druga dłoń była otwarta: został na niej cały piasek. Dziecko patrzyło wielkimi ze zdziwienia oczkami, a potem z uśmiechem odpowiedziało: - Teraz już rozumiem!..
Jeśli coś kochasz puść to wolno... Jeśli wróci jest Twoje .... Jeśli nie... Znaczy to, że nigdy nie było.


czwartek, 11 lutego 2016

Na krawędzi



Stoję na krawędzi i wciąż zadaję sobie pytanie: zrobić krok w przód czy w tył, a może już zawsze na krawędzi zostanę?

wtorek, 19 stycznia 2016

Najprawdziwsza z prawd ...



Wybierając partnera życiowego musisz pamiętać dziecko, że nie liczy się jak on wygląda, czy ile ma talentów, tylko jakie ma serce - serce do innych i do ciebie. Bo za 50 lat będzie cały pomarszczony, a życie jest nieprzewidywalne i nawet zapalony tancerz w wyniku pewnych wypadków może nie być w stanie postawić samodzielnie kroku. I wtedy właśnie liczy się tylko to, co on ma w środku. Czy jest serdeczny i dobry, czy daje silne oparcie i poczucie bezpieczeństwa, czy troszczy się o ciebie i nie tylko mówi, ale i pokazuje, że cię kocha. Nie chodzi tu o wielkie czyny, bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów - z wracania do domu, do ciebie w pierwszej kolejności ponad wszystkim, z uśmiechu w trudnych momentach, z zawiązywania ci szalika pod szyją, gdy zimno, z używania w kuchni składnika, którego on nie lubi, ale je tylko dlatego, bo wie, że ty za nim przepadasz, z umiejętności powiedzenia przepraszam, gdy się zrobiło źle i wielu innych. Tak ważna jest umiejętność postawienia siebie samego na drugim miejscu i kierowania się dobrem ukochanej osoby. Musisz przede wszystkim wiedzieć, że on cię kocha - a reszta naprawdę się nie liczy.
- Autor nieznany

Szkoda, że nie miałam tej wiedzy trzydzieści lat temu...
Ale jest nadzieja, bo skoro przeszłości nie mogę zmienić, mogę zacząć wszystko od nowa.
I tego się trzymam.



środa, 16 grudnia 2015

Ku Bożonarodzeniowej refleksji

Nie wystarczy powiedzieć, że Scrooge dotrzymał słowa. Zrobił to, co obiecał - i wiele, wiele ponadto. Dla maleńkiego Tima, który nie umarł, był drugim ojcem. Stał się tak dobrym przyjacielem, tak dobrym chlebodawcą, tak dobrym człowiekiem, że lepszego nie znajdziesz w tym naszym zacnym starym mieście (…). Niektórzy wyśmiewali zmiany, jakie w nim zaszły, ale on nic sobie z tego nie robił. Był na tyle mądry, iż wiedział, że wszystko, co kiedykolwiek zdarzyło się ku dobremu na tej naszej ziemi, było początkowo przedmiotem drwin pewnego gatunku ludzi. Wiedząc zaś, że ludzie ci i tak będą ślepi, Scrooge uważał, iż lepiej jest dla nich, aby od pełnego drwin śmiechu robiły im się zmarszczki wkoło oczu, niż aby ich choroba objawiała się w jakiejś mniej przyjemnej formie. W jego własnym sercu gościła pogoda i to mu wystarczało (…). Powiadano też o nim, że jak nikt umie święcić Boże Narodzenie. Oby to samo rzec było można o nas i o wszystkich ludziach. A na zakończenie powtórzę za Maleńkim Timem: niech Bóg nam błogosławi, każdemu z nas.
(Karol Dickens, Opowieści wigilijne)

niedziela, 6 grudnia 2015

Miłość jest kotem...

Miłość jest ko­tem.
Przychodzi, kiedy ma na to ochotę.
Nie py­tając o zda­nie siada na ko­la­nach i og­rze­wa Cię samą swoją obec­nością.
Ma pa­zu­ry, ale i tak wiesz, że faj­nie jest mieć ko­ta.
J. Planty

wtorek, 24 listopada 2015

Koniec wspólnej drogi


Po 25 latach małżeństwa pozwoliłam by mąż odszedł do innej kobiety...

Nie ścigaj człowieka, który postanowił od Ciebie odejść.
Nie proś, żeby został.
Nie błagaj o litość.
On pojawił się w Twoim życiu tylko po to, żeby obudzić w Tobie to,
co było uśpione.
Muzykę, z której nie zdawałeś sobie sprawy.
Jego misja jest zakończona.
Podziękuj mu i pozwól odejść.
On miał tylko poruszyć strunę.
Teraz Ty musisz nauczyć się na niej grać.

~ Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

poniedziałek, 7 września 2015

Nadzieja nie daje gotowych rozwiązań...





Doszłam w swym życiu do ściany, zabrnęłam w ślepy zaułek, ale to właśnie NADZIEJA dodaje mi sił, by zrobić kolejny krok i pójść własną drogą, nawet za cenę rezygnacji z wygodnego dla mnie układu.
Nadzieja zawiera w sobie światło mocniejsze od ciemności, jakie od lat panują w moim sercu.