Wszelkie prawa autorskie do tekstów postów i tekstu powieści, w myśl ustawy z dnia 4 lutego 1994r. Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z późn. zm. należą do właściciela bloga i nie mogą być wykorzystywane bez jego zgody w celach prywatnych lub komercyjnych.

niedziela, 24 lipca 2016

Ach, te siostry...




 Pewnego grudniowego dnia zadzwoniła do kancelarii Justyna, siostra Cezarego i poprosiła Izabelę o spotkanie. Akurat przyjechała do Warszawy z grupą młodzieży, by uczestniczyć w jakiś warsztatach teatralnych i miała przerwę w zajęciach. Postanowiła wykorzystać tę chwilę na rozmowę z przyjaciółką brata. Umówiły się w „Zielnik Cafe’’ przy Odyńca.
 - Kiedy byłaś razem z Czarkiem u nas w Radomiu, niewiele było czasu na spokojną rozmowę, a uważam, że taka rozmowa jest nam potrzebna – zagadnęła Justyna.
Izabela nie była entuzjastycznie nastawiona do tego spotkania. Pomyślała nawet z niechęcią, że ona będzie w gorszej sytuacji niż Zuzanna, bo ta ma na głowie tylko teściową. Izabela natomiast będzie musiała utrzymywać poprawne stosunki nie tylko z matką Cezarego, ale jeszcze z jego siostrą. Już w czasie wizyty w jego domu rodzinnym zauważyła, że jest on szczególnie traktowany przez te dwie kobiety. Matka tłumaczyła, że Czaruś jest jedynym mężczyzną w tym domu. Obie kobiety uważają go za szczególny autorytet w każdej kwestii. Jego zdanie na każdy temat jest niekwestionowane, najważniejsze.
- Nie wiem, czy Czarek opowiadał ci, jakie były przeboje z jego imieniem? – Justyna nie bardzo wiedziała, od czego zacząć rozmowę z Izabelą, więc uznała, że takim bezpiecznym terenem jest zawsze dzieciństwo.
 - Cezary to bardzo ładne imię – stwierdziła Izabela przeglądając kartę dań.
 - Ale ojciec wymyślił dla niego „Mateusz”. Mama uparła się, że jej syn musi mieć imię, które można zdrabniać na „uś’’, a więc wybrała Piotruś. Kiedy urodził się Czarek i zobaczyła, że ma takie czarne oczy i włosy, zmieniła zdanie, bo pomyślała sobie, że wszyscy będą go nazywać Czarnym Piotrusiem. Była kiedyś taka gra karciana dla dzieci, w której ten, kto wylosował trzynastą kartę, zostawał właśnie czarnym Piotrusiem, co oznaczało wielką przegraną i nazwanie uczestnika tej dziecięcej gry nieudacznikiem. No, więc mama zmieniła zdanie i wymyśliła, że będzie miał na imię Tomasz, bo można zdrabniać jako Tomuś. Wówczas ojciec zaprotestował i powiedział, że Tomuś kojarzy mu się z fajtłapą…I wtedy z pomocą przyszła pielęgniarka ze szpitala, w którym urodził się Czarek. Ona była prawdziwą profesjonalistką w dziedzinie etymologii imion. Spojrzała na noworodka, którego mama trzymała przy piersi i powiedziała: - Dziecko, które urodziło się przez cesarskie cięcie i ma takie kędzierzawe włosy powinno mieć na imię Cezary.
- To rzeczywiście ciekawa historia z tym imieniem – podsumowała Izabela i zamówiła kawę.
- Ale to nie koniec perypetii – dodała Justyna. – Najważniejsze było później…W akcie urodzenia wpisano mu dwa imiona: Cezary Mateusz i od tej pory mama nazywała go Czarusiem, a ojciec Mateuszkiem…No, a potem ojciec zginął w wypadku i zwyciężyła opcja mamy. Chociaż w zasadzie długo nazywałyśmy go z mamą…Kajem…
 - Kaj? To skrót od Kajetan? A więc Czarek ma jeszcze trzecie imię?
 - Tu nie o imię chodziło, a bardziej o pewien symbol – wyjaśniła Justyna. – Czarek miał jakieś dziewięć lat…Zawsze był taki zamknięty w sobie, żył w swoim świecie…Wtedy wróciłam z jakieś szkolnej wycieczki…nie widziałam go cały dzień…on siedział na podłodze i układał coś ze swoich klocków. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek…
jeden…drugi…a on nic…żadnej reakcji…więc całuję go ponownie…nawet się nie poruszył. Miał takie nieobecne spojrzenie… Wtedy coś we mnie pękło…zaczęłam ciągnąć go za włosy i krzyczałam: „Nie chcę żebyś był Kajem! Nie bądź taki jak Kaj!” Bo akurat przypomniała mi się baśń Andersena…I od tego czasu często tak go nazywałyśmy…A Czarek taki już był…
zajęty sobą, swoimi myślami…układaniem, jak baśniowy Kaj słowa „wieczność’’, co dla niego znaczyło pewnie już wtedy „Bóg’’. Starałam się ocieplić to jego serce…I tylko mnie się to udało – zaznaczyła z dumą Justyna. – Ale wciąż musiałyśmy z mamą zabiegać o jego miłość…To samo próbowały robić potem dziewczyny, którym się podobał. Ale żadna nie potrafiła go rozkochać w sobie…Wciąż pozostawał dla nich nieosiągalny. Często zastanawiam się, czy Czarek byłby inny, gdyby żył ojciec…
 - Przykro mi, że tak wcześnie straciliście ojca.
 - W zasadzie niewiele go pamiętam…Mama musiała sama utrzymywać nas, a pensja nauczycielska zawsze była niewielka, więc pracowała na dwóch etatach, wieczorem udzielała jeszcze korepetycji. Zajmowała się nami babcia, ale ona była taka jakaś wyniosła, nie umiała z nami nawiązać bliższego kontaktu i myślę, że to wtedy narodziła się między mną, a Czarkiem ta szczególna więź. Kocham go ciągle tak jakby był moim małym braciszkiem…Pamiętam dwa epizody z dzieciństwa, kiedy naprawdę dopiekłam mojemu bratu. Pierwszy - ja mam jakieś sześć lat, on pięć. Bawimy się w domu babci, ja przed nim uciekam na piętro, szybko, szybko po schodach, zatrzaskuję drzwi - i nagle wielki ryk. Przycięłam mu małego palca. Awantura…Umierałam z żalu, że jestem złą siostrą. Epizod drugi - mój brat bawił się korkami, pamiętasz pewnie te pistolety na korki, obierał jeden dla większej siły wybuchu. Nagle jeden - wybucha mu w rękach i dziurawi bluzkę. I co robię ja? Podłość nad podłościami? "Jak nie będziesz za mnie wynosił śmieci - powiem wszystko mamie". Czaruś wynosił śmieci, choć bardzo bał się chodzić do śmietnika, że względu na grasujące tam szczury. W końcu nie wytrzymał presji - przyznał się. A ja znów miałam poczucie winy, że jestem złą siostrą. Nigdy nie było między nami rywalizacji, konfliktu interesów. Uświadomiłam sobie całkiem niedawno, że wewnętrznie jesteśmy do siebie tak maksymalnie podobni, mamy tak podobne zachowania, wrażliwość i emocje, że to aż boli.
- To cudownie być tak emocjonalnie związanym z rodzeństwem. Ja nie doświadczałam takich stanów. Pewnie dlatego, że moja siostra była dziesięć lat młodsza, a ja bardzo wcześnie wyprowadziłam się z domu rodzinnego. I miałam swoje problemy, w których ośmiolatka nie mogła mi pomóc.
 - Ty szybko stałaś się dorosła, a my z Czarkiem długo dorastaliśmy…Mieliśmy swój własny świat, w którym dominowała muzyka i inne wartości. Czaruś już jako dziecko pięknie grał na pianinie. Chodził do szkoły muzycznej, ja nie miałam na to czasu, bo ktoś musiał zajmować się domem, sprzątać, gotować, podczas gdy mama pracowała na dwa etaty w szkole. Ale nie myśl sobie, że Czarek był maminsynkiem…chodził po drzewach, namiętnie grał w piłkę, kolana miał wciąż pościerane…robił to wszystko, co chłopcy w jego wieku. Dopiero potem zaczął się wyróżniać spośród rówieśników. Pięknie grał na gitarze, więc zaczął działać w kościele, w ruchu oazowym. Wiesz jak to wygląda… oazy młodzieżowe przy parafiach…
Przewaga dziewczyn, jakiś ksiądz animator…No, wiec w Czarku kochały się wszystkie dziewczyny…co ja z nimi miałam…wyznaczyły mi rolę pośredniczki…A Czarek lubił je wszystkie, ale żadnej nie wyróżniał.
 - Mój Boże! – pomyślała Izabela – Gdy ja miałam szesnaście lat kochałam się namiętnie z Marcinem w akademikach, a Czarek w tym samym czasie śpiewał pieśni oazowe w kościele…Ja uprawiałam seks pod namiotem, a on w tym czasie szedł w pielgrzymce do Częstochowy. Czy my możemy teraz stać się dwoma połówkami pomarańczy?
Z rozmyślań wyrwał ją głos Justyny.
- A kiedyś pojawiła się Malwina…tak po prostu, przyszła do naszej mamy na korepetycje i zakochała się do szaleństwa w Czarku. Czarek tłumaczył jej, że nie mogą być parą, bo on jeszcze nie jest na to gotowy…A ona miała na wszystko jedną odpowiedź „to ja poczekam”. I czekała na niego pięć lat, przez cały okres studiów. Mieszkała ze mną w jednym pokoju w akademiku, a pokój Czarka mieścił się za ścianą. Czarek działał wtedy w duszpasterstwie akademickim, więc i ona uczęszczała na te spotkania, żeby być blisko niego…Łączyła ich tylko przyjaźń, ale Malwina wytrwale czekała na coś więcej z jego strony. Czarek nie wyróżniał żadnej dziewczyny, więc Malwina żyła nadzieją, że kiedyś on odwzajemni jej uczucia i zostanie jej ukochanym, wymarzonym mężem. A on tuż przed końcem studiów powiedział jej, że wybiera inną drogę, która wyklucza małżeństwo.
To był dla nas wszystkich szok…nie spodziewaliśmy się, że Czarek może zostać księdzem. Powołanie to rzeczywiście wielka tajemnica…
 - A co się stało z Malwiną? Jak ona przyjęła decyzję Czarka?
- Popadła w depresję, nie ukończyła polonistyki, nie napisała pracy magisterskiej…Czas zaleczył rany. Potem rozpoczęła nowe studia, oczywiście teologię, dla niego. Została katechetką i pracuje w jakimś liceum. A kilka lat temu, gdy wprowadzono tak zwane życie konsekrowane osób świeckich, złożyła przyrzeczenie celibatu.
- Żartujesz??
- Skądże! Od kilku lat osoby świeckie też mogą ślubować celibat. I Malwina jest taką konsekrowaną osobą. Czasem dzwoni do Czarka, głównie w sprawach katechetycznych. Ostatnio spotkali się na uczelni, odbywał się finał olimpiady teologicznej. Pojawiła się tam ze swoimi uczniami. Rozmawiała z Czarkiem, a potem zadzwoniła do mnie i pytała, dlaczego Czarek jest taki inny, odmieniony…I co ja jej miałam odpowiedzieć? Że zakochał się pierwszy raz w życiu i myśli o porzuceniu celibatu? A Czarek to przecież bardzo dobry kapłan. Pełen radości, entuzjazmu i cieszy się zaufaniem wiernych. Zawsze szczery, delikatny o głębokiej duchowości w przeżywaniu wiary. Kocha go nie tylko młodzież, studenci, ale i starsi parafianie. Bo on ma charyzmę – mówiła z dumą Justyna.
- A ja poznałam go z całkiem innej strony, jako troskliwego, dobrego, czułego i przystojnego mężczyznę. Dla mnie nie jest znanym z dobrych kazań duchownym, ale najdroższym na świecie mężczyzną, pełnym pasji i oddania w miłości, ale także człowiekiem po brzegi wypełnionym cierpieniem, który bardzo poważnie traktuje swoją służbę kapłańską i obowiązek celibatu – odrzekła Izabela.
- Nikt drugi nie wie, co kryje ludzkie serce. A w Czarku jest tyle piękna wewnętrznego, że trzeba naprawdę być ślepym, by ominąć go jako człowieka. Uważam, że jako mężczyzna ma prawo do miłości i dzielenia się nią z kobietą…z tobą – powiedziała cicho Justyna. - Skoro Bóg jest miłością, miłość nie może być grzechem. Jest ona finezją w życiu każdego człowieka i nadaje mu sens. W obliczu Pana każdy z nas będzie opowiadał się z dobra i zła, ale nie nam to oceniać. Uważam jednak, że Czarek powinien pielęgnować swoje powołanie i nie rezygnować pochopnie z kapłaństwa.
 - I ja nie chcę, żeby zrezygnował…uwierz, że nie zachęcam go do porzucenia sutanny…to jest jego decyzja…- zapewniła szczerze Izabela.
- Ale stanęłaś na jego drodze…- Słowa Justyny brzmiały jak wyrzut.
- I tu się mylisz…- broniła się Izabela. - To Czarek wypatrzył mnie na ulicy i poszedł za mną do kancelarii…wymyślił pretekst i poprosił o poradę prawną w sprawie umowy z wydawnictwem…potem przestał wymyślać preteksty i przychodził, żeby porozmawiać o życiu…i tak to się zaczęło. Ale to nie ja go podrywałam, nie uwiodłam go…uwierz mi…W tym wypadku „to nie ja byłam Ewą…’’. I nie wyczekuję na niego pod kościołem – roześmiała się - Nie inscenizuję przypadkowych spotkań, nie telefonuję…chyba, że długo nie odzywa się i wtedy martwię się, czy nie przytrafiło mu się coś złego. Nie składam mu wizyt pod pretekstem ważnych spraw do załatwienia. Chcę, żeby pozostał kapłanem, jeśli taka jest jego wola…ale uszanuję każdą jego decyzję…Kocham go i pragnę by był szczęśliwy. Wiem, że bez korzeni, bez tego, co ukochał nie będzie miał skrzydeł…Kocham jego sumienie i chcę, by było zawsze czyste. Staram się oszczędzić mu udręki moralnej, poczucia popełnienia grzechu i dlatego panuję nad fizyczną stroną uczucia, natomiast część emocjonalno-duchowa naszej miłości jest piękna, szlachetna i dozwolona. Myślę, że można kochać księdza, ale nie wolno go uwieść.
 - To prawda – zgodziła się Justyna. - Jeżeli chodzi o uczucie, a nie o kontakt seksualny, to żadna walka, żadne zakazywanie sobie miłości, tłumienie jej nie ma większego sensu. Uczucia już takie są, że domagają się, by dopuszczać je do głosu, przeżywać i wyrażać.
- Miłość do Czarka dostarcza mi tylu wzruszeń, uczy tak nowego pojmowania świata, nowych definicji, a przede wszystkim pogłębia moją słabą wiarę, że…mimo niewątpliwych cierpień, bolesnego niedosytu, głównie z powodu bezcielesności tego uczucia… nie chciałabym go stracić – mówiła z entuzjazmem Izabela.
- Wasza miłość zawsze będzie trudna, ale piękna. A cena, którą przyjdzie wam zapłacić za bycie razem będzie niezwykle wysoka – ostrzegała Justyna.
 - Dla Czarka jestem zdolna wiele poświęcić, bo jest niezwykłym mężczyzną…Nawet, jeśli zdecyduje się na odejście z kapłaństwa, zawsze będzie miał „coś z księdza”. Będzie wyróżniał się sposobem mówienia, jakąś większą łagodnością i pokorą w podejściu do ludzi. Uwielbiam go za ten sposób bycia…Ale cenię go również za to, że nie jest takim zwyczajnym księdzem, którzy poza odprawianiem mszy, spowiadaniem i nauczaniem religii nic innego nie umie. Czarek jest muzykiem, wspaniale gra na pianinie, cudownie śpiewa, jest dyrygentem chóru, zna się na sztuce i filozofii…Myślę, że największym problemem dla Czarka nie będzie urządzenie się w świeckim życiu i znalezienie pracy, lecz to, że będzie musiał radzić sobie z poczuciem odpowiedzialności za wiernych, których pozostawi w parafii i duszpasterstwie.
- Musisz wiedzieć, że mój brat jest bardzo wrażliwy. Ale też niestabilny emocjonalnie. Jako kapłan ma kontakt z różnymi kobietami. Obawiam się, że gdy przyjdzie mu być z tobą, jako tą jedną jedyną, pojawią się kłopoty. Dotąd to on ciągle jest adorowany i hołubiony przez liczne wielbicielki w parafii, na uczelni, w duszpasterstwie, a teraz on ma adorować kobietę. To trudne zadanie dla księdza, który chce zostać mężem. Z drugiej strony, Czarek jest taki naiwny i niedoświadczony w stosunkach z kobietami. To też może być przyczyną jego kłopotów. Pamiętaj, że będziesz pierwszą kobietą w jego życiu, z którą połączy go coś więcej…Nie zmarnuj tego…Nie zniszcz uczucia, którym cię obdarza…Znam swojego brata, on wszystko ci wybaczy oprócz zdrady…Pamiętaj o tym – prosiła Justyna, poważnym tonem.
- Gdy poznałam Czarka, zamknęłam furtkę do mnie i wyrzuciłam klucz. Nie chcę go szukać. Dzięki niemu wiem, czego oczekuję od życia, kogo szukam i co chcę znaleźć w mężczyźnie. Nie uczynię niczego, co by go zabolało – przyrzekła Izabela.
 - Wybacz, ale jesteś taka piękna i inteligentna, budzisz zainteresowanie wśród mężczyzn i zawsze znajdzie się jakiś, który będzie cię podrywał i uwodził…- Justyna nie do końca ufała Izabeli.
- Justysiu, powinnaś wiedzieć, że podstawą życia we dwoje jest zaufanie i przyjaźń. A my dodatkowo mamy wspólny mianownik. Kochamy się i szanujemy. Nie boimy się tych lat, jakie mamy przed sobą, choć zdajemy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Chciałabym, by to, co jest między nami trwało wiecznie – wyjaśniła Izabela.
 - Dla dobra Czarka lepiej byłoby, abyście się nigdy nie spotkali, ale skoro już to się stało…Cieszę się, że spotkał akurat ciebie. Myślę, że na kogoś takiego jak ty, czekał całe życie.  Najważniejsze, że nie uwodzisz go…Wiesz… kobiety, czasem źle interpretują gesty księży…A potem idą na całość, chcą mieć wszystko i rodzinę z księdzem – Justyna od lat obserwowała jak rzesze kobiet interesowały się Cezarym i na różne sposoby próbowały się do niego zbliżyć.
 - Uwierz mi, że dla mnie relacja z Czarkiem ma charakter wyjątkowy. Czasem myślę, że to syndrom związku z aniołem. On uosabia niemal świętość. Dlatego chcę, by nadal był duchownym, choć mogę na tym sama tylko ucierpieć – zapewniła Izabela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz