Pewnego grudniowego dnia
zadzwoniła do kancelarii Justyna, siostra Cezarego i poprosiła Izabelę o spotkanie.
Akurat przyjechała do Warszawy z grupą młodzieży, by uczestniczyć w jakiś
warsztatach teatralnych i miała przerwę w zajęciach. Postanowiła wykorzystać tę
chwilę na rozmowę z przyjaciółką brata. Umówiły się w „Zielnik Cafe’’ przy Odyńca.
- Kiedy byłaś razem z Czarkiem u nas w
Radomiu, niewiele było czasu na spokojną rozmowę, a uważam, że taka rozmowa
jest nam potrzebna – zagadnęła Justyna.
Izabela nie była entuzjastycznie
nastawiona do tego spotkania. Pomyślała nawet z niechęcią, że ona będzie w
gorszej sytuacji niż Zuzanna, bo ta ma na głowie tylko teściową. Izabela natomiast
będzie musiała utrzymywać poprawne stosunki nie tylko z matką Cezarego, ale jeszcze
z jego siostrą. Już w czasie wizyty w jego domu rodzinnym zauważyła, że jest on
szczególnie traktowany przez te dwie kobiety. Matka tłumaczyła, że Czaruś jest
jedynym mężczyzną w tym domu. Obie kobiety uważają go za szczególny autorytet w
każdej kwestii. Jego zdanie na każdy temat jest niekwestionowane,
najważniejsze.
- Nie wiem, czy Czarek opowiadał
ci, jakie były przeboje z jego imieniem? – Justyna nie bardzo wiedziała, od
czego zacząć rozmowę z Izabelą, więc uznała, że takim bezpiecznym terenem jest
zawsze dzieciństwo.
- Cezary to bardzo ładne imię – stwierdziła
Izabela przeglądając kartę dań.
- Ale ojciec wymyślił dla niego „Mateusz”.
Mama uparła się, że jej syn musi mieć imię, które można zdrabniać na „uś’’, a
więc wybrała Piotruś. Kiedy urodził się Czarek i zobaczyła, że ma takie czarne
oczy i włosy, zmieniła zdanie, bo pomyślała sobie, że wszyscy będą go nazywać
Czarnym Piotrusiem. Była kiedyś taka gra karciana dla dzieci, w której ten, kto
wylosował trzynastą kartę, zostawał właśnie czarnym Piotrusiem, co oznaczało
wielką przegraną i nazwanie uczestnika tej dziecięcej gry nieudacznikiem. No,
więc mama zmieniła zdanie i wymyśliła, że będzie miał na imię Tomasz, bo można
zdrabniać jako Tomuś. Wówczas ojciec zaprotestował i powiedział, że Tomuś
kojarzy mu się z fajtłapą…I wtedy z pomocą przyszła pielęgniarka ze szpitala, w
którym urodził się Czarek. Ona była prawdziwą profesjonalistką w dziedzinie
etymologii imion. Spojrzała na noworodka, którego mama trzymała przy piersi i
powiedziała: - Dziecko, które urodziło się przez cesarskie cięcie i ma takie
kędzierzawe włosy powinno mieć na imię Cezary.
- To rzeczywiście ciekawa
historia z tym imieniem – podsumowała Izabela i zamówiła kawę.
- Ale to nie koniec perypetii –
dodała Justyna. – Najważniejsze było później…W akcie urodzenia wpisano mu dwa
imiona: Cezary Mateusz i od tej pory mama nazywała go Czarusiem, a ojciec
Mateuszkiem…No, a potem ojciec zginął w wypadku i zwyciężyła opcja mamy. Chociaż
w zasadzie długo nazywałyśmy go z mamą…Kajem…
- Kaj? To skrót od Kajetan? A więc Czarek ma
jeszcze trzecie imię?
- Tu nie o
imię chodziło, a bardziej o pewien symbol – wyjaśniła Justyna. – Czarek miał jakieś
dziewięć lat…Zawsze był taki zamknięty w sobie, żył w swoim świecie…Wtedy wróciłam
z jakieś szkolnej wycieczki…nie widziałam go cały dzień…on siedział na podłodze
i układał coś ze swoich klocków. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek…
jeden…drugi…a on nic…żadnej reakcji…więc całuję go
ponownie…nawet się nie poruszył. Miał takie nieobecne spojrzenie… Wtedy coś we
mnie pękło…zaczęłam ciągnąć go za włosy i krzyczałam: „Nie chcę żebyś był
Kajem! Nie bądź taki jak Kaj!” Bo akurat przypomniała mi się baśń Andersena…I
od tego czasu często tak go nazywałyśmy…A Czarek taki już był…
zajęty sobą, swoimi myślami…układaniem, jak
baśniowy Kaj słowa „wieczność’’, co dla niego znaczyło pewnie już wtedy „Bóg’’.
Starałam się ocieplić to jego serce…I tylko mnie się to udało – zaznaczyła z
dumą Justyna. – Ale wciąż musiałyśmy z mamą zabiegać o jego miłość…To samo
próbowały robić potem dziewczyny, którym się podobał. Ale żadna nie potrafiła
go rozkochać w sobie…Wciąż pozostawał dla nich nieosiągalny. Często zastanawiam
się, czy Czarek byłby inny, gdyby żył ojciec…
- Przykro mi, że tak wcześnie straciliście
ojca.
- W zasadzie niewiele go pamiętam…Mama musiała
sama utrzymywać nas, a pensja nauczycielska zawsze była niewielka, więc
pracowała na dwóch etatach, wieczorem udzielała jeszcze korepetycji. Zajmowała
się nami babcia, ale ona była taka jakaś wyniosła, nie umiała z nami nawiązać
bliższego kontaktu i myślę, że to wtedy narodziła się między mną, a Czarkiem ta
szczególna więź. Kocham go ciągle tak jakby był moim małym braciszkiem…Pamiętam
dwa epizody z dzieciństwa, kiedy naprawdę dopiekłam mojemu bratu. Pierwszy - ja
mam jakieś sześć lat, on pięć. Bawimy się w domu babci, ja przed nim uciekam na
piętro, szybko, szybko po schodach, zatrzaskuję drzwi - i nagle wielki ryk. Przycięłam
mu małego palca. Awantura…Umierałam z żalu, że jestem złą siostrą. Epizod drugi - mój brat bawił się korkami,
pamiętasz pewnie te pistolety na korki, obierał jeden dla większej siły wybuchu.
Nagle jeden - wybucha mu w rękach i dziurawi bluzkę. I co robię ja? Podłość nad
podłościami? "Jak nie będziesz za mnie wynosił śmieci - powiem wszystko
mamie". Czaruś wynosił śmieci, choć bardzo bał się chodzić do śmietnika,
że względu na grasujące tam szczury. W końcu nie wytrzymał presji - przyznał
się. A ja znów miałam poczucie winy, że jestem złą siostrą. Nigdy nie było
między nami rywalizacji, konfliktu interesów. Uświadomiłam sobie całkiem niedawno,
że wewnętrznie jesteśmy do siebie tak
maksymalnie podobni, mamy tak podobne zachowania, wrażliwość i emocje, że to aż
boli.
- To cudownie być tak
emocjonalnie związanym z rodzeństwem. Ja nie doświadczałam takich stanów.
Pewnie dlatego, że moja siostra była dziesięć lat młodsza, a ja bardzo wcześnie
wyprowadziłam się z domu rodzinnego. I miałam swoje problemy, w których
ośmiolatka nie mogła mi pomóc.
- Ty szybko stałaś się dorosła, a my z
Czarkiem długo dorastaliśmy…Mieliśmy swój własny świat, w którym dominowała
muzyka i inne wartości. Czaruś już jako dziecko pięknie grał na pianinie.
Chodził do szkoły muzycznej, ja nie miałam na to czasu, bo ktoś musiał zajmować
się domem, sprzątać, gotować, podczas gdy mama pracowała na dwa etaty w szkole.
Ale nie myśl sobie, że Czarek był maminsynkiem…chodził po drzewach, namiętnie
grał w piłkę, kolana miał wciąż pościerane…robił to wszystko, co chłopcy w jego
wieku. Dopiero potem zaczął się wyróżniać spośród rówieśników. Pięknie grał na
gitarze, więc zaczął działać w kościele, w ruchu oazowym. Wiesz jak to wygląda…
oazy młodzieżowe przy parafiach…
Przewaga dziewczyn, jakiś ksiądz
animator…No, wiec w Czarku kochały się wszystkie dziewczyny…co ja z nimi
miałam…wyznaczyły mi rolę pośredniczki…A Czarek lubił je wszystkie, ale żadnej
nie wyróżniał.
- Mój Boże! – pomyślała Izabela – Gdy ja
miałam szesnaście lat kochałam się namiętnie z Marcinem w akademikach, a Czarek
w tym samym czasie śpiewał pieśni oazowe w kościele…Ja uprawiałam seks pod
namiotem, a on w tym czasie szedł w pielgrzymce do Częstochowy. Czy my możemy
teraz stać się dwoma połówkami pomarańczy?
Z rozmyślań wyrwał ją głos
Justyny.
- A kiedyś pojawiła się
Malwina…tak po prostu, przyszła do naszej mamy na korepetycje i zakochała
się do szaleństwa w Czarku. Czarek tłumaczył jej, że nie mogą być parą, bo on
jeszcze nie jest na to gotowy…A ona miała na wszystko jedną odpowiedź „to ja
poczekam”. I czekała na niego pięć lat, przez cały okres studiów. Mieszkała ze
mną w jednym pokoju w akademiku, a pokój Czarka mieścił się za ścianą. Czarek
działał wtedy w duszpasterstwie akademickim, więc i ona uczęszczała na te
spotkania, żeby być blisko niego…Łączyła ich tylko przyjaźń, ale Malwina
wytrwale czekała na coś więcej z jego strony. Czarek nie wyróżniał żadnej
dziewczyny, więc Malwina żyła nadzieją, że kiedyś on odwzajemni jej uczucia i
zostanie jej ukochanym, wymarzonym mężem. A on tuż przed końcem studiów
powiedział jej, że wybiera inną drogę, która wyklucza małżeństwo.
To był dla nas
wszystkich szok…nie spodziewaliśmy się, że Czarek może zostać księdzem.
Powołanie to rzeczywiście wielka tajemnica…
- A co się stało z Malwiną? Jak ona przyjęła
decyzję Czarka?
- Popadła w
depresję, nie ukończyła polonistyki, nie napisała pracy magisterskiej…Czas zaleczył
rany. Potem rozpoczęła nowe studia, oczywiście teologię, dla niego. Została
katechetką i pracuje w jakimś liceum. A kilka lat temu, gdy wprowadzono tak
zwane życie konsekrowane osób świeckich, złożyła przyrzeczenie celibatu.
- Żartujesz??
- Skądże! Od
kilku lat osoby świeckie też mogą ślubować celibat. I Malwina jest taką konsekrowaną
osobą. Czasem dzwoni do Czarka, głównie w sprawach katechetycznych. Ostatnio
spotkali się na uczelni, odbywał się finał olimpiady teologicznej. Pojawiła się
tam ze swoimi uczniami. Rozmawiała z Czarkiem, a potem zadzwoniła do mnie i
pytała, dlaczego Czarek jest taki inny, odmieniony…I co ja jej miałam
odpowiedzieć? Że zakochał się pierwszy raz w życiu i myśli o porzuceniu
celibatu? A Czarek
to przecież bardzo dobry kapłan. Pełen radości, entuzjazmu i cieszy się
zaufaniem wiernych. Zawsze szczery, delikatny o głębokiej duchowości w
przeżywaniu wiary. Kocha go nie tylko młodzież, studenci, ale i starsi
parafianie. Bo on ma charyzmę – mówiła z dumą Justyna.
- A ja poznałam
go z całkiem innej strony, jako troskliwego, dobrego, czułego i przystojnego
mężczyznę. Dla mnie nie jest znanym z dobrych kazań duchownym, ale najdroższym
na świecie mężczyzną, pełnym pasji i oddania w miłości, ale także człowiekiem
po brzegi wypełnionym cierpieniem, który bardzo poważnie traktuje swoją służbę
kapłańską i obowiązek celibatu – odrzekła Izabela.
- Nikt drugi nie
wie, co kryje ludzkie serce. A w Czarku jest tyle piękna
wewnętrznego, że trzeba naprawdę być ślepym, by ominąć go jako człowieka.
Uważam, że jako mężczyzna ma prawo do miłości i dzielenia się nią z kobietą…z
tobą – powiedziała cicho Justyna. - Skoro Bóg jest miłością, miłość nie może
być grzechem. Jest ona finezją w życiu każdego człowieka i nadaje mu sens. W
obliczu Pana każdy z nas będzie opowiadał się z dobra i zła, ale nie nam to
oceniać. Uważam jednak, że Czarek powinien pielęgnować swoje powołanie i nie
rezygnować pochopnie z kapłaństwa.
- I ja nie chcę, żeby
zrezygnował…uwierz, że nie zachęcam go do porzucenia sutanny…to jest jego
decyzja…- zapewniła szczerze Izabela.
- Ale stanęłaś na jego drodze…- Słowa Justyny brzmiały jak
wyrzut.
- I tu się mylisz…- broniła się Izabela. - To Czarek wypatrzył
mnie na ulicy i poszedł za mną do kancelarii…wymyślił pretekst i poprosił o
poradę prawną w sprawie umowy z wydawnictwem…potem przestał wymyślać preteksty
i przychodził, żeby porozmawiać o życiu…i tak to się zaczęło. Ale to nie ja go
podrywałam, nie uwiodłam go…uwierz mi…W tym wypadku „to nie ja byłam Ewą…’’. I
nie wyczekuję na niego pod kościołem – roześmiała się - Nie inscenizuję
przypadkowych spotkań, nie telefonuję…chyba, że długo nie odzywa się i wtedy martwię
się, czy nie przytrafiło mu się coś złego. Nie składam mu wizyt pod pretekstem
ważnych spraw do załatwienia. Chcę, żeby pozostał
kapłanem, jeśli taka jest jego wola…ale uszanuję każdą jego decyzję…Kocham go i
pragnę by był szczęśliwy. Wiem, że bez korzeni, bez tego, co ukochał nie będzie
miał skrzydeł…Kocham jego sumienie i chcę, by było zawsze czyste. Staram się
oszczędzić mu udręki moralnej, poczucia popełnienia grzechu i dlatego
panuję nad fizyczną stroną uczucia, natomiast część emocjonalno-duchowa naszej
miłości jest piękna, szlachetna i dozwolona. Myślę, że można kochać księdza,
ale nie wolno go uwieść.
- To prawda –
zgodziła się Justyna. - Jeżeli chodzi o uczucie, a nie o kontakt seksualny, to
żadna walka, żadne zakazywanie sobie miłości, tłumienie jej nie ma większego
sensu. Uczucia już takie są, że domagają się, by dopuszczać je do głosu,
przeżywać i wyrażać.
- Miłość do
Czarka dostarcza mi tylu wzruszeń, uczy tak nowego pojmowania świata, nowych
definicji, a przede wszystkim pogłębia moją słabą wiarę, że…mimo niewątpliwych
cierpień, bolesnego niedosytu, głównie z powodu bezcielesności tego uczucia…
nie chciałabym go stracić – mówiła z entuzjazmem Izabela.
- Wasza miłość
zawsze będzie trudna, ale piękna. A cena, którą przyjdzie wam zapłacić za bycie
razem będzie niezwykle wysoka – ostrzegała Justyna.
- Dla Czarka jestem zdolna wiele poświęcić, bo
jest niezwykłym mężczyzną…Nawet, jeśli zdecyduje się na odejście z kapłaństwa,
zawsze będzie miał „coś z księdza”. Będzie wyróżniał się sposobem mówienia,
jakąś większą łagodnością i pokorą w podejściu do ludzi. Uwielbiam go za ten
sposób bycia…Ale cenię go również za to, że nie jest takim zwyczajnym księdzem,
którzy poza odprawianiem mszy, spowiadaniem i nauczaniem religii nic innego nie
umie. Czarek jest muzykiem, wspaniale gra na pianinie, cudownie śpiewa, jest
dyrygentem chóru, zna się na sztuce i filozofii…Myślę, że największym problemem
dla Czarka nie będzie urządzenie się w świeckim życiu i znalezienie pracy, lecz
to, że będzie musiał radzić sobie z poczuciem odpowiedzialności za wiernych,
których pozostawi w parafii i duszpasterstwie.
- Musisz
wiedzieć, że mój brat jest bardzo wrażliwy. Ale też niestabilny emocjonalnie.
Jako kapłan ma kontakt z różnymi kobietami. Obawiam się, że gdy przyjdzie mu
być z tobą, jako tą jedną jedyną, pojawią się kłopoty. Dotąd to on ciągle jest
adorowany i hołubiony przez liczne wielbicielki w parafii, na uczelni, w
duszpasterstwie, a teraz on ma adorować kobietę. To trudne zadanie dla księdza,
który chce zostać mężem. Z drugiej strony, Czarek jest taki naiwny i
niedoświadczony w stosunkach z kobietami. To też może być przyczyną jego kłopotów.
Pamiętaj, że będziesz pierwszą kobietą w jego życiu, z którą połączy go coś
więcej…Nie zmarnuj tego…Nie zniszcz uczucia, którym cię obdarza…Znam swojego
brata, on wszystko ci wybaczy oprócz zdrady…Pamiętaj o tym – prosiła Justyna,
poważnym tonem.
- Gdy poznałam
Czarka, zamknęłam furtkę do mnie i wyrzuciłam klucz. Nie chcę go szukać. Dzięki
niemu wiem, czego oczekuję od życia, kogo szukam i co chcę znaleźć w
mężczyźnie. Nie uczynię niczego, co by go zabolało – przyrzekła Izabela.
- Wybacz, ale jesteś taka piękna i
inteligentna, budzisz zainteresowanie wśród mężczyzn i zawsze znajdzie się
jakiś, który będzie cię podrywał i uwodził…- Justyna nie do końca ufała Izabeli.
- Justysiu,
powinnaś wiedzieć, że podstawą życia we dwoje jest zaufanie i przyjaźń. A my dodatkowo
mamy wspólny mianownik. Kochamy się i szanujemy. Nie boimy się tych lat, jakie
mamy przed sobą, choć zdajemy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Chciałabym, by
to, co jest między nami trwało wiecznie – wyjaśniła Izabela.
- Dla dobra Czarka lepiej byłoby, abyście się
nigdy nie spotkali, ale skoro już to się stało…Cieszę się, że spotkał akurat
ciebie. Myślę, że na kogoś takiego jak ty, czekał całe życie. Najważniejsze, że nie uwodzisz go…Wiesz…
kobiety, czasem źle interpretują gesty księży…A potem idą na całość, chcą mieć
wszystko i rodzinę z księdzem – Justyna od lat obserwowała jak rzesze kobiet
interesowały się Cezarym i na różne sposoby próbowały się do niego zbliżyć.
- Uwierz mi, że dla mnie relacja z Czarkiem ma
charakter wyjątkowy. Czasem myślę, że to syndrom związku z aniołem. On uosabia
niemal świętość. Dlatego chcę, by nadal był duchownym, choć mogę na tym sama
tylko ucierpieć – zapewniła Izabela.
